TVP zaprezentowała materiał o konkubinacie, i rzekomej akceptacji społecznej dla niego… Teza była poparta: badaniami statystycznymi, pięknymi wykresami, wypowiedziami żyjących w konkubinacie z wiodącą wypowiedzią “autorytetu moralnego” — Kory. Dominowało stwierdzenie większość akceptuje konkubinat. Brakowało mi zasadniczej odpowiedzi, kto w tych badaniach brał udział — pewnikiem “reprezentatywna grupa osób”…
Nie lubię jak ktoś manipuluje opinią społeczną, w stylu co trzeci Polak. Wybrałem więc reprezentatywną grupę osób JS. U mnie w domu są 3 osoby nie akceptujące konkubinatu. Poza tym nie akceptuje tego: w bliskiej rodzinie 20 osób, u wujka 4, u drugiego wujka kolejne 5, ciocia także, 20 osób z Poznania, 30 przyjaciół też. Tak więc znam co najmniej 83 znanych mi osób nie akceptuje konkubinatu. Idąc dalej tym tropem mamy trzy możliwości:
1) reszta do setki akceptuje konkubinat czyli 83za/17przeciw czyli 83% nie akceptuje konkubinatu,
2) moi znajomi są z Marsa i jest to statystyczny wyjątek,
3) moi znajomi co innego mówią, co innego robią…
Wybór małżeństwa czyli odpowiedzialności za drugiego człowieka w oparciu o przysięgę miłości, został w reportażu przeciwstawiony konkubinatowi, który jest związkiem wolnym lecz uciskanym przez Państwo. I tak reporter stworzył wizję nowego wspaniałego “zdrowego” Państwa, którego fundamentem jest konkubinat, a rodzina jest bolesnym dodatkiem.
Dziwne, że autorzy reportażu zapomnieli o podstawie rozwoju Państwa jaką jest przyrost naturalny i zdrowa rodzina. Nikt mnie nie przekona, że życie w konkubinacie, lub małżeństwa gejów i lesbijek będą sprzyjać przyrostowi naturalnemu i wzmacnianiu Państwa.
Rozkład rodziny to rozkład Państwa, i dzisiaj odczuwamy najboleśniejsze tego skutki — politycy gadają i nie ponoszą, żadnych konsekwencji tak jak w konkubinacie!
*konkubinat*
Mnie inna rzecz ciekawi. W jaki sposób było zadane pytanie, tzn. czym niby jest akceptowanie konkubinatu? Ja toleruje konkubinaty ale ich nie akceptuje. Niestety niektórzy mylą tolerancję z akceptacją.
*Mrówki Faraona*
Tak, współczesne słowo wytrych “tolerancja” jest używane gdzie tylko się da. Co znaczy “Toleruję ale nie akceptuję”? Czy to tak jak z mrówkami faraona w bydynkach z wielkiej płyty? Czy też jak w naczelnym haśle “jestem wierzący ale nie praktykujący”?
Zakładając, że tworzymy wspólnotę Kocioła Powszechnego (z łac. Katolickiego), to ja nie mogę być tolerancyjny wobec grzechu, w jakim żyją moi współbracia i siostry. Jeżeli tak to winnienem żyjących w konkubinacie napominać w cztery oczy, potem w dwie osoby, a potem donieść kościołowi.
Natomiast w Polsce, w której “wszyscy w coś wierzą…” “toleruje” się konkubinat, nie dba o prawa rodziny i promowanie przyrostu naturalnego, lecz takie brudy w głównym dzienniku się podaje na kolację.
Co do ankiety to przypomina mi się po raz kolejny ankieta dla maturzystów pt. “Ile razy współżyłeś” z odpowiedziami: a) dwa razy, b) kilka razy, c) raz w tygodniu, d) codziennie. Brakowało tylko dla wielu oczywistej odpowiedzi “jeszcze nie współżyłem, czekam na małżeństwo”. 🙂
*tolerancja*
Nie zgodzę się, tolerancja nie oznacza akcpetacji. Tolerancja oznacza “znoszenie” czegoś. Tak samo toleruje lewicę. Sprawa “nawracania” to już jest odrębny temat. Ja lewicowców staram się przekonać do swoich poglądów.
*na razie krótko*
Tolerancja z samej definicji, zakłada brak akceptacji dla takiego sposobu życia. Dlatego zdanie “toleruję ale nie akceptuję”, zabrzmiało bardzo dziwnie.
Odniosłem się do konkretnej sytuacji — pytania: Czy wolno “tolerować” będąc w jednym kościele, życie w grzechu naszych współbraci?
Na przykład w sprawie poznańskiej nikt nie mówił o tolerancji, lecz wszyscy o grzechu, ale to może jakoś później…
*czy wolno*
Myslę, iż nie wolno ale ztwardziałych konkubinatorów się nie przekona.
*e tam*
mnie się natomiast wydaje, że ludzie po to mają rozum i wolną wolę, by sami podejmowali decyzje o tym, jak chcą spędzić życie, a potem by sami ponieśli konsekwencje własnych wyborów. i tyle.
*Eee tam … idealista z ciebie*
🙂 Jarek – wyłazi z ciebie idealista! A swoje lata już masz ;P
1. środki masowego przekazu z natury rzeczy będą “manipulować” – żyjemy w środowisku medailnym, kreowanym. Trzeba dużego wysiłku, aby dotknąć nagiej rzeczywistości. Zwykle jest ona przebrana w urozmaicone ciuszki.
2. media kłamią używając statystycznych zestawień – i to kłamią w sposób oczywisty: podmieniają “popularny” na “słuszny” (w słabszym wariancie na “prawdziwy”). Z tego, że coś jest popularne, nie wynika, że jest “słuszne” i że tak być powinno. To elementarz logiki. Ale media idą wbrew tej prostej nauce.
3. sam konkubinat – ja także go nie akceptuję. Uważam, że małżeństwo stawia wyzwania i tworzy obowiązki, których nie znajdzie nikt żyjący w konkubinacie. Oczywiście konkubinat nie ma wiele wspólnego z dzietnością – ma więcej wspólnego z polityką socjalną i (pro?)rodzinną. Ale to temat na dłuższą dyskusję. ;>
4. Na koniec: nie mów mi, iż nie widzisz prostej zbieżności – lewicowy “postępowy” rząd **musi** (względy ideologiczne) popierać (UWAGA!) najpierw pełne zrównanie socjalne i podatkowe konkubinatów, a potem “związków” homoseksualnych.
*Tak, idealista chory psychicznie*
Co więcej zawarłem to w żródle opisu szczepanek.org 🙂 Nie potrafię i nie chcę wyzbywać się idealizmu, ponieważ odnajduje w nim siłę pośród obecnych czasów – mgłą ogarniętych 🙂
Mam świadomość, że jest jak jest. Jeśli chodzi o media hasła pierwszej Solidarności “Telewizja, radio, prasa kłamie” miały sporo racji – mimo, że odnosiły się do innej sytuacji politycznej i społecznej.
Wierzę w drogę pytań i poszukiwań, drogę poprzez idealizm ku “świętości”. Dlatego czy to będzie rząd (rada miejska) lewicowy czy też prawicowy, czy jaki tam kolwiek, nie będę się czuł zwolniony ze stawiania pytań i kolejnych prób odnalezienia odpowiedzi na te pytania.
Boleję nad relatywizmem współczesnym, nad kolejnymi próbami wepchnięcia słowa “tolerancja” do kościoła katolickiego pomiędzy Boga i człowieka.
Idealizm bywa bolesny, ponieważ czasami bywa się niezrozumianym, ale może dlatego jest taki pociągający 😉
Pingback: Konkubinat | szczepanek.org
*no … może nie “kłamie”*
… ale stosuje praktycznie coś, co można dobrze nazwać “społecznym solipsyzmem” (wybaczcie mi ten żargon). Tak zwyczajnie *musi* być. I chyba też słowo “relatywizm” nie za dobrze tu pasuje (choć też jest dorzeczne) – osobiście chętniej mówiłbym tu o “permisywizmie”. Media są byle jakie i takiego widza też kochają – byle jakiego.
*Może BBC*
Ja uwielbiam rzeczowość BBC i za to ich cenię. Słuchając wiadomości tego bloku programów czuję się dobrze poinformowany.