W nawiązaniu do dyskusji “dwójka w namiocie” po jej zakończeniu natknąłem się na dwójkę w mieszkaniu i zaciekawiła mnie — jak dla mnie jednoznaczna — argumentacja ks.Pawła Gronowskiego. W listach została poddana krytyce i negatywnie oceniona.
Cóż chyba miałem z księdzem Pawłem tego samego katechetę i uwrażliwianie na zgorszenie 😉
Z drugiej strony przecież dzisiaj przy współczesnej swobodzie, pojęcie zgorszenia jest już przeżytkiem, nieprawdaż?
cofnelam sie troszke w czasie do notki o namiocie…jak najbardziej jechac i dobrze sie bawic. spontanicznie i bezstresowo…jesli chodzi o zgorszenie to chyba to slowo w dzisiejszej rzeczywistosci odnosnie kwestii erotycznych nie funkcjonuje. w koncu jestesmy wszyscy TOLERANCYJNI 😉
*Oj, nie*
zgadzam się z tym , Droga chiliest 🙂 To, że zmieniaja się czasy, nie oznacza, że powinny zmieniać się zasady moralne…
*do chiliest*
zgorszenie jak najbardziej funkcjonuje. Szczerze mówiąc denerwuje mnie jak ktoś na ławce obok w parku obmacuje się na całego. Owszem – spontanicznie jest cudownie ale czy koniecznie bezstresowo? A tolerancja nie oznacza akceptacji.
:*, 🙂
*Jarku*
nadal uważam, że powinieneś jechać. To piękne, że masz zasady i ważne, żebyś Ty czuł, że tych zasad nie łamiesz. Jedni będą za przeproszeniem trząść namiotem i paradować przed nim nago, swoją drogą, dla nich miejsca jest na prywatnych kwaterach a nie w namiotach:). A wracając do tego co chiliest napisała, kochankowie wobec siebie nie powinni czuć zgorszenia, ale jeżeli się afiszują swoją seksualnością i bez krępacji pokazują co to oni nie robią w namiocie (iluż takich nastolatów jest w namiotach) to chyba do końca nie jest dobrze, co?
*Zasady :-)*
Zasady są – w moim odczuciu – zasadami dopiero, gdy są poparte świadectwem życia, a nie tylko pisaniem i gadaniem teoretycznym. Chciałbym umieć w swoim życiu zachowywać się tak samo wtedy, gdy wiem, że patrzą na mnie moi rodzice i wtedy, gdy ich przy mnie nie ma.
Chciałbym umieć – o ile Bóg obdarzy mnie darem Małżonki – zachowywać się tak samo wtedy gdy ona będzie przy mnie, i wtedy gdy będzie daleko a ja sam z przyjaciółmi…
Dlaczego? Bo zawsze na mnie patrzy Bóg i to jest ten kierunek, w którym mam być wierny. I choćby wszyscy moi znajomi mówili, że coś nie gorszy maluczkich bo: Ty dasz radę a wszyscy wiedzą że jesteś dobry (otóż na pewno nie wszyscy), bo wszyscy tak robią (no właśnie ja tak nie robię); to ja mam odpowiedzieć zgodnie z wrażliwością mojego sumienia, a ona jest taka jak napisałem 🙂
Od lat jestem zafascynowany osobą św.Józefa i staram się iść za jego wskazaniami: szacunek (miłość) dla Kobiety i szacunek (miłość) dla Życia.
Czy przebywając w najbardziej religijnym towarzystwie, mogę być pewny, że któraś z Tych osób nie ma chwili kryzysu wiary? A jeśli ten kryzys jest to wtedy pogłębia się on poprzez moje gorszące zachowanie, i taka osoba stwierdza: tyle mówią o czystości, o wartościach a sami zachowują się jakby Bóg nie istniał. To jest ten moment zgorszenia, którego się rzeczywiście boję. Bo człowiek przeżywający kryzys wiary jak i będący daleko od Boga ma najbardziej wyostrzony wzrok na te sprawy. Jako chrześcijanin mam prowadzić do Boga, a nie na manowce…
Ale jak już napisałem taka jest moja wrażliwość, a każdy buduje swoją własną 🙂
*zachowanie*
wracając do zgorszenia, jasne, że należy starać sie zachowywać wszędzie w ten sam sposób ale nie jest to do końca wykonalne, człowiek zawsze przybiera jakieś pozy.
A sam fakt spania z kobietą w (a właściwie przy) namiocie nie uważam za gorszący. Szczerze mowiąc, dewotki mogą być wszystkim zgorszone. Nie można patrzyć sie na wszystkich wokoło a robić to co się uważa za słuszne i co nie jest sprzeczne z nakreślobymi sobie ramami.
A co do mówienia o wartościach i postępowania sprzecznego z tym mówieniem. Cóż, ludzka natura jest grzeszna, mimo iz człowiek jest powołany do świętości. Takie mówienie przypominami retorykę wielu antyklerykałów, twierdzących, iż księża kradną, mają dzieci, etc. Oczywiście, że są tacy. Ale jest to nieuniknione!
Człowiek jest słaby, co oczywiście nie znaczy, że trzeba się z tym godzić. Trzeba być świadomym swoich słabości i starać się, choćby w małym stopniu je naprawiać.
*do nestorka*
myslisz sie moj kochany Kocurku tolerancja etymologicznie “akceptowanie zla. moja definicja jest troche inna,ja po prostu jestem wyrozumiala i potrafie zaakceptowac ze ktos ma inne upodobania czy inny system wartosci.
*tolerancja*
Etym. – łac. tolerantia ‘cierpliwość, wytrwałość’ od tolerare ‘wytrzymywać; znosić’.
Nie, to nie jest akceptowanie, ja znosze, wytrzymuje czyjeś poglądy, choćby dla mnie były skrajnie głupie. Toleruje poglądy Millera ale ich nie akceptuje.
*zgorszenia i tolerancja*
Czegoś nie rozumiem w tym połączeniu zgorszenia i tolerancji?
Jeżeli zakładamy, na gruncie wiary katolickiej, że grzech zgorszenia (rozumiany jako zły przykład, powodujący oburzenie albo zachętę do zła, a dla źle czyniących, niebezpieczne umocnienie) istnieje, to nie może on współistnieć z tolerancją. Jeżeli natomiast przyjąć hipotezę, jakoby zgorszenie umarło w wiekach ciemnych (Średniowiecze), to tolerancja byłaby i tak bezcelowa.
Katolik nie może tolerować grzechu u siebie, tylko ma z nim walczyć i zmagać się.
*ech te dewotki ;-)*
Drogi Nestorze,
dewotki i dewotyzm nigdy nie były moim wzorcem, o czym jak mniemam dobrze wiesz 🙂 Dla tego typu osób, samo pole namiotowe jest problemem, a nie “dwójka w namiocie”…
Mnie martwi zanik tej delikatnej wrażliwości społecznej, która kiedyś zachęcała do chronienia dobrego imienia drugiego człowieka. Dzisiaj jest nam w zasadzie wszystko jedno, bo zaczęliśmy wierzyć, iż tylko my sami oceniamy siebie (ona i ja) i żyjemy tylko dla siebie. Świat – w moim odczuciu – został jednak tak stworzony, abyśmy żyli dla innych i uwrażliwiali ich na piękno i wartości: czystość, miłość, wierność etc.
Dzisiaj wszystko “pozornie” wolno, tylko ludzie jacyś bardziej poobijani, rodziny rozbite i wartości zagubione.
Czyżby zanik świadomości grzechu zgorszenia, nie był jedną z przyczyn?
Absurdalnie nasuwa mi się taka współczesna myśl: gorszy mnie brzydki krawat u polityka, ale nie gorszy mnie zanik moralności, bo krawat w TV to zobaczy cały naród, a zanik moralności to tylko ta Iksińska naprzeciwko, więc się Iksińską nie przejmujmy 😉
*żyjemy dla innych*
jasne, że żyjemy dla innych! Należy jednak wyjść z założenia, iż wszystkim nie dogodzimy i cokolwiek byśmy robili będa nam patyk między żebra wciskać – wtedy trzeba żyć w zgodzie ze sobą i mieć gdzieś tych ludzi, oni zazwyczaj są niereformowalni.
A jeśli chodzi o Iksińską to mogę jej co najwyżej pokazać, że ja nie robię tego z byle kim i byle gdzie i jestem z tego powodu szczęśliwy. Chyba innego spodobu oddziaływania na takich ludzi nie ma?
Wracając do etymologii słowa tolerancja, jeśli miało by ono znaczyć akceptowanie zła to znaczyłoby to, że możemy akceptować morderstwa, złodziejstwo i gwałty.
*cos z życia*
Tak się złozyło, że przydzielałem pokoje podczas pewnego wyjazdu chórowego (było to parę lat temu – jeszcze wtedy nie śpiewałeś). Przydzieliłem jeden pokoj pewnej parze – on kawaler, ona – panna. Zeby było ciekawiej – w pokoju tym było tylko jedno dośc duże łoże więc musieli spać w nim razem. I przyznam się -SZCZERZE !! – znając te osoby i ich miłośc do Boga oraz przywiązanie do zasad moralnych – nawet mi przez myśl nie przemknęlo, że przychodziły im lub mogły przyjsc do głowy jakiekolwiek myśli nieczyste. Trzeba naprawdę wierzyć w ludzi ! Grzechem jest nasza mała wiara !!! I na prawdę nie siali zgorszenia, ani nikt nie brał z nich przykładów i nawet nikt nie obgadywał.
pozdrawiam
*coś z życia (2)*
Tak się złożyło, że spałem sam w pokoju z kobietą, spałem sam w pokoju z kilkoma kobietami itp., ale były to WYJĄTKOWE sytuacje.
Osoby, które wspominasz (trudno się nie domyśleć o kogo chodzi) to WYJĄTKOWE przypadki (sam przyznasz). Zresztą do dzisiaj słyszę żarty wspominające (sam opowiadałeś), że z nimi musiało być coś nie tak, bo nawet wspólne łoże im nie pomogło (czyli takie nie wprost stwierdzenie, że inni wiedzieliby jak to wykorzystać) 😉
Osobiście jestem przeciwnikiem tworzenia nowej moralności w oparciu o sytuacje WYJĄTKOWE. Nie zgodzę się z uogólnianiem, jakoby dla każdego było to dobre i niegorszące. Dla wielu osób taka pokusa byłaby problemem!
Są dwa rodzaje zgorszenia: zewnętrzne i wewnętrzne. Mam odczucie, że współcześnie zgorszenie wewnętrzne jest nawet bardziej niebezpieczne niż zewnętrzne. Młodzi ludzie (niestety wg badań nie są to wyjątki) przekraczają kolejne granice moralne (bicie, alkohol, kradzież, zabijanie, seks), zatracając wewnętrzną wrażliwość. W pewnym momencie nie ma już granic ani barier, które mogłyby ich zahamować w tym pędzie ku przepaści, a szkoda!!!
Obniżeniu poziomu wrażliwości sumienia, towarzyszy równoczesny wzrost drastycznych zachowań: młodzieży (napady, rabunki, gwałty), rodziców (dramatyczne informacje mediów o zabijaniu własnych dzieci przez rodziców). W historii wielokroć zdarzały się czasy zaniku “wrażliwości sumienia” i ich następstwa były niestety bolesne.
W moim odczuciu, to rezygnacja z postrzegania zgorszenia (zaniknięcie wrażliwości sumienia) prowadzi do takich następstw…
PS
Naprawdę nie wierzę w to, że miłość (prawdziwa miłość) dziewczyny i chłopaka, ucierpi jeżeli poszukają innego rozwiązania niż wspólny wyjazd pod namiot, albo wspólne zamieszkanie w pokoju. Miłość — wbrew pozorom — wzrasta wtedy gdy są trudności (bo prawdziwa miłość jest Drogą Krzyżową), a nie wtedy gdy wszystko idzie najprostszą drogą (bo tak robią wszyscy).
Jeszcze raz podkreślę to moje osobiste zdanie w oparciu o moje sumienie. 🙂
Pingback: Pole namiotowe | szczepanek.org