Są takie chwile, w których ogarnia mnie przerażenie na widok własnej pychy, egoizmu i braku skromności. Zwłaszcza gdy mi się machnie taki wpis jak ten poprzedni “Jak dobrze, ze nie jestem jak On…”.
Przeraża mnie ogrom własnej głupoty i nawyk oceniania, z jednej strony wygląda to pięknie: jest przykład, potem analiza problemu i na końcu moralizatorska uwaga…
Z drugiej strony następują takie dni spirali udanych tekstów, komentarzy i odpowiedzi… Tak mi się jakoś ostatnio zaczęło pompować i mnie to bardzo przytłacza…
Wtedy sięgam po mój “Energizer” i zarazem “Red Bull”, takie dwa w jednym. Tak też musiałem uczynić i właśnie kończę lekturę. Jest to króciutka 80-stronnicowa książka Marc’a Joulin’a zatytułowana Proboszcz z Ars – ciche życie Jana Marii Vianneya. Gdy dochodzę do końca tej lektury, od razu czuję jak zostało ze mnie spuszczone powietrze i powróciłem na ziemię…
Oto kilka myśli św.Proboszcza z Ars:
Pragniecie modlić się do Boga, spędzać cały dzień w kościele; myślicie także, że byłoby rzeczą pożyteczną pomóc kilku ubogim, których znacie, którzy są w wielkiej potrzebie. Jest to Bogu o wiele bardziej miłe, niż dzień spędzony przed tabernakulum. […]
Ten, kto się nie modli, przypomina kurę lub indyka, które nie umieją wznieść się w powietrze. Nawet jeśli trochę podfruną, to zaraz opadają. Grzebiąc w ziemi obsypują się nią, robiąc wrażenie jakby sprawiało im to przyjemność. […]
Aby przystąpić do sakramentu pojednania potrzeba trzech rzeczy. Wiary, która nam ukazuje Boga uosabianego przez kapłana. Nadziei, dzięki której wiemy, że Bóg udzieli nam łaski przebaczenia. Miłości, która sprawia, że kochamy Boga i która budzi w naszym sercu żal za to, że obraziliśmy Go. […]
Przyjaciele Boga rozpoznają się wszędzie!