Mniejszym złem wydaje mi się wspólne mieszkanie bez ślubu niż ewentualny rozwód.
Hm, ciekawe czyli jest mniejsze zło, większe zło, piękniejsze zło etc. Jakaś wielopoziomowa moralność??? Konkubinat – pełne bezpieczeństwo, można rzucać słowa na wiatr, ja biorę coś od ciebie, ty coś ode mnie i nic nie trzeba dawać w zamian. Cały czas, człowiek może być wolny. Nie ma kajdan, nie ma zobowiązań. Coś jakby jazda próbna przed zakupem samochodu, nieprawdaż? Zawsze można oddać na złomowisko człowieka, jakby nie odpowiadał, przepraszam miało być samochód…
Małżeństwo – oj tutaj trzeba wziąć odpowiedzialność za wypowiedziane słowo, tutaj trzeba obdarować drugą osobę własną wolnością, tutaj trzeba być razem aż do śmierci(sic!). “Kajdany” małżeństwa – sakramentalna tajemnica, która pomoga być razem i nieść Krzyż, choć człowiek powienien dawno zrezygnować. Sakrament małżeństwa to Tajemnica Wiary!
[…] partnerzy mają zupełnie inne temperamenty, inaczej patrzą na świat, wpojono im w dzieciństwie odmienne zasady, nabawili się wykluczających się wzajemnie kompleksów. Wszystkie te aspekty są w wolnym związku do sprawdzenia.
Narzeczeństwo – czas poznania, czas zrozumienia drugiego człowieka i zaakceptowania jego WAD i zalet. Tradycyjne narzeczeństwo w zasadzie odeszło w niepamięć. Wymyślono coś nowego NA PRÓBĘ, to taki nowy styl mieszkanie pod jednym dachem we dwoje na próbę.
Żyją więc niezwiązani żadnym papierem i każde może odejść, jeśli dojdzie do wniosku, że układ nie przynosi mu szczęścia. […] Bo wolność to drugi ważny walor życia bez ślubu.
Te słowa WKURZYŁY mnie szczególnie. Brednie totalne. Przecież najważniejsza jest odpowiedzialność za SŁOWO – ślubowanie samych małżonków (istota sakramentu i cywilnego związku), a nie PAPIER!!! Gdzie jest odpowiedzialność za przyrzeczone słowo, gdzie jest odpowiedzialność za podpis (kiedyś 3x były świętym podpisem). Na koniec nowa definicja wolności. Ktoś mówi o wolności, w rzeczywistości od niej uciekając. Bojąc się drugiego człowieka, bojąc się konieczności walki z własnym egoizmem!!!
Nie potrafiłbym przyjaźnić się, czy też żyć z kimś, kto nie miałby odwagi powiedzieć mi prosto w oczy, co o mnie myśli. Prawdziwa wolność jest WYMAGAJĄCA, a nie lelawa, zastraszona i schowana pod korcem pożądliwości własnego cielska.
Nie przez przypadek II przykazanie miłości brzmi “Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego“, a nie “Jak siebie samego będziesz miłował swego bliźniego“. Muszę kochać siebie samego, aby mieć się czym dzielić. Jednak pierwsze miejsce miłości bliźniego jest miłością do Boga, którego ten bliźni uosabia. “Byłem nagi, a przyodzialiście mnie; byłem spragniony, a napoiliście mnie…”
Konkubinat – związek ludzi bojących się stanąć w PRAWDZIE!!!
Wolę zaprzestać dalszego cytowania tego artykułu, bo mogę zacząć odreagowywać poprzez wypisywanie wulgarnych słów na te wszystkie “pseudomądrości”… Nic to, jest “Miłość i odpowiedzialność” Karola Wojtyły, na razie A Dieu (znaczy Z Bogiem!)
*no wlasnie*
Wiesz, tak poczytalam ten wpis o wolnych zwiazkach… masz racje, ze sie oburzasz. Jakby czlowiek nie reagowal na takie rzeczy, to by znaczylo, ze ma znieczulice… Ludzie bredza o wolnosci, a boja sie wziac odpowiedzialnosc za druga osobe – a potem placza, ze jak zyja w konkubinacie itp, to maja mniejsze prawa niby – ten artykul mnie dobil. Konkubinaty, rozwody – zadnego poszanowania dla malzenstwa. Znam ciekawy dowcip, to akurat o rozwodach, ale chyba zahacza o dziedzine:
Rzecz dzieje sie w USA.
Spotykaja sie na koloniach dwaj chlopcy i rozmawiaja o roznosciach.
– Jak sie nazywa twoj tatus?
– (tu pada jakies nazwisko, dajmy na to Jonathan Harvey :))
– A, on byl moim tatusiem dwa lata temu!
Kiedys sie z tego smialam. Potem przestalam…
*odpowiedzialność*
A, mnie wydaj się, że to zależy od odpowiedzialność ludzi, za siebie i innych. Bez względu na to, czy człowiek żyje w “wolnym związku”, czy też w związku małżeńskim, to najbardziej liczy się ODPOWIEDZIALNOŚĆ za tę drugą osobę. Wydaje mi sie, że wypowiedzenie sakramentalnego przyrzecznia, nie dodaje nam odpowiedzialność za drugą osobe.
*MIŁOŚĆ i ODPOWIEDZIALNOŚĆ*
Karol Wojtyła użył najlepszej konstrukcji “Miłość i odpowiedzialność”, one muszą istnieć równocześnie (koniunkcja)!!!
Cóż z wiarą w sakrament Małżeństwa (sakramentalne przyrzeczenie) jest tak samo jak z wiarą w sakrament Eucharystii, można wierzyć, że Tajemnica Wiary umacnia, i można mieć wątpliwości.
Jest taki cytat “wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.
*KOCIOŁAPY*
Hmmmm, od czego by tu zacząć… nie tylko dobił mnie artykuł w POLITYCE, ale też właśnie opublikowane wyniki Narodowego Spisu Powszechnego z zeszłego roku, mówiące o tym że DRASTYCZNIE zmniejszyła się liczba zawieranych małżeństw, jak również (to logiczne) drastycznie przybyło “wolnych kociołapowatych związków”. Cóż, daje to dużo do myślenia… i to nie tylko księżom czy socjologom…. ale chyba nam wszystkim!
Po drugie: Nienawidzę głupiego kretyńskiego i bałwochwalczego zwrotu “MNIEJSZE ZŁO”!!! Co za diabeł to wymyślił??! MNIEJSZE ZŁO – Tak mówią kociołapy, tak mówił w 1981 roku generał Jaruzelski, tak wreszcie mówią ociekający złotem i luksusami holdingowcy zamykający kolejne kopalnie… i tak dalej, i tak dalej…..
Czy w ogóle dla człowieka wierzącego, chrześcijanina istnieje (powinna istnieć) taka opcja, taka kategoria: MNIEJSZE ZŁO??!!! Nie powinna i nie może istnieć i rozmydlać moralnego kręgosłupa!!!! Nigdy MNIEJSZE ZŁO, zawsze WIĘKSZE DOBRO!!!!! Tak przynajmniej myślę.
Po trzecie: mam wielu znajomych (zwłaszcza koleżanek) które tak robią. I mówią : “Bo on jest taki i taki….. i dzisiaj w życiu bym za niego nie wyszła, ale ja mu daję szansę….” Przy okazji dają sobie szansę na ciekawe życie intymne… Zero odpowiedzialności! Zero odwagi do podjęcia uczciwego i normalnego życia! Więcej nie napiszę, bo staram się być kulturalny – przynajmniej dla rodziny i znajomych (!) – a musiałbym zacząć używać zwrotów powszechnie uznawanych za nieparlamentarne! W jakim do cholery kraju my żyjemy???!!!!!