Dawno, bardzo dawno temu, kiedy jeszcze nie było polskiego Papieża – były takie czasy, oj były – mieliśmy tylko Ojca Kolbego. Słyszeliśmy, co zrobił, i każdy czuł: to jest właśnie to. Potem kardynał Wyszyński siedział w więzieniu. Wtedy też czuliśmy: to jest właśnie to. A potem stał się Papież, który do nas przyjechał, ukląkł na lotnisku i ucałował polską, umęczoną ziemię. I wszyscy odkryli: to jest właśnie to. Niedługo potem były strajki i na bramie Stoczni Gdańskiej wisiał portret Papieża, a w stoczni była msza św. i ludzie się spowiadali, a potem przyjmowali Ciało Pańskie, bo nie wiedzieli, czy za godzinę nie wylecą w powietrze, jak przed laty ci z Westerplatte. Mimo to wiedzieli jedno: nie wolno przemocą. Więc nawet szyb nie powybijali. A cały świat otworzył oczy ze zdumienia, bo odkrył, że… to jest właśnie to! Potem przyszedł stan wojenny. Były wydarzenia w kopalni “Wujek”. I podobno – jak wtedy opowiadano szeptem, a potem powtórzono – górnicy pojmali kogoś, kto do nich strzelał. I nie powiesili go. Puścili go wolno, bo rano była tam msza św., a oni byli u Stołu Pańskiego, więc… jakże tak. I to było właśnie to. A gdzieś pod koniec całej tej historii pojawia się ksiądz Jerzy Popiełuszko, który powiedział: “zło dobrem zwyciężaj”. Wiadomo, co z nim zrobiono. Ale do odwetu nie doszło, bo ówczesna “Solidarność” zrozumiała, co jest co.
A dzisiaj jedni się boją, a drudzy wyszukują wieloznaczności, by móc powiedzieć, że właściwie nie wiadomo, o co chodzi.
Nieszczęsny dar wolności s.147-148