Oto Jezus zwrócił się do dwu rybaków znad Jeziora Galilejskiego, Andrzeja i Szymona, by poszli za Nim i zaczęli łowić ludzi. “Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim” (Mk 1, 19-20).
Dwunastu apostołów
Ksiądz Jan, z południa Polski. Miał wychudłą, spoconą twarz, duże, płonące oczy. Męczyła go malaria, najwyraźniej gorączkował, można było domyślać się, że po tym ciele krążą teraz dreszcze i skurcze. Udręczony, wycieńczony i apatyczny mówił cichym głosem […]
– Dlaczego ksiądz tu siedzi? – pytałem. – Dlaczego stąd nie wyjedzie? – Sprawiał wrażenie człowieka, w którym jakaś cząstka już zgasła. Czegoś już w nim nie było. – Nie mogę – odpowiedział. – Ktoś musi pilnować kościoła. – I pokazał ręką na widoczną za oknem czarną bryłę.
Poszedłem położyć się do sąsiedniego pokoju. Nie mogłem zasnąć. Nagle zaczęły mi przychodzić do głowy słowa starej ministrantury. Pater noster, qui es in caelis… Fiat voluntas tua… sed libera nos a malo…
Rano ten chłopiec, którego zobaczyłem wieczorem, walił młotkiem w wiszącą na drucie, pogiętą felgę. Felga zastępowała dzwon. Stanisław i Jan odprawili w kościele mszę poranną. Mszę, w której uczestniczył tylko ten chłopiec i ja.
Ryszard Kapuściński – Heban
s.283
*mmmm… piękne…*
a ja, głupia, jeszcze nicio Kapuścińskiego do tej pory nie czytałam…. :-((((
ale będę… kiedyś… mam nadzieję…
:-))))
o! taka będę! o!!
🙂