“Kto kocha, nie stawia pytań”, oto jedno z przekonań dzisiejszych fideistów. Jeśli naprawdę kochasz Boga, nie stawiasz Mu pytań, nie stawiasz pytań Kościołowi, papieżowi i wreszcie sobie samemu. Fideista przekonuje, że skoro Bóg jest miłością, nie powinieneś już o nic więcej pytać, a jeśli pytasz – kiepsko z twoją wiarą. Duszpasterze-fideiści dostarczą gotowe rozwiązania i przepisy w dowolnej kwestii.
Taka jest wiara człowieka niedojrzałego, zagubionego, który trzyma się religii, jakby ta dawała mu jedyną tożsamość. Wszelkie próby kwestionowania jakichkolwiek elementów takiego całościowego obrazu (w tym np. rozróżnianie tego, co istotne, od tego, co zmienne i historyczne w wierze) przeżywane są jako zagrożenie i pozbawienie poczucia bezpieczeństwa. Tymczasem już Tomasz Apostoł wątpił i była to jego droga do wiary. Wewnętrzna siła przekonania kazała mu powiedzieć: “Jeśli nie włożę ręki mojej do Jego boku, nie uwierzę”. Dla prawdziwie zagubionego człowieka takie pytanie jest nie do pomyślenia.
“Kto kocha, nie stawia pytań”
o.Tadeusz Bartoś OP – Rozdarte serce chrześcijanina
*Tadeusz*
Z przykrością obserwuję, że Tadeusz co jakiś czas w swoich publikacjach pokazuje błedy duszpasterzy, które w moim odczuciu, są marginesem zycia Kościoła – myślę o rzekomych duszpasterzach fideistach. Czy spotkałeś takich?
*tak*
Niestety spotkałem takich duszpasterzy. Z kilku dyskusyjnych artykułów o.Tadeusza, akurat z tezami postawionymi w tym zgadzam się bardzo mocno, odnajdywałem w nim własne przemyślenia z ostatnich lat.
Pewne podobne tezy odnośnie “fideistów” stawiał prof.S.Swieżawski w Listach do JPII, opublikowanych przez tarnowski “Biblos”, a kiedyś cytowanych we fragmentach przez TP.
Pogląd Bóg jest milością, kocham i to całkowicie wystarcza, jest dosyć popularny. Czytając pisma o.Jacka Woronieckiego OP, także odnajduję te ostrzeżenia, przed unikaniem pytań. Jak to się dzisiaj popularnie mówi “życie jest cool, ja jestem cool, po co pytać, Bóg mnie kocha i to wystarcza”.
*więcej*
takich “wycinków” Jarku. Ten naprawdę mnie zainteresował.
*Serce i rozum*
‘Znam takich, co sądzą, że wszystko tu zasadza się na rozumie. Takie niezrozumienie rzadziej się zdarza u mężow uczonych (…) Ale nam niewiastom bardziej potrzeba przestrogi przeciw takim błędnym pojęciom. (…) Postęp duszy [w życiu modlitwy] nie na tym polega, by dużo rozmyślała, ale by wielce miłowała’. Teresa z Avila, Księga Fundacji, rozd. 5; II 368-371)
W zasadzie Teresę też trzeba by oskarżyć o fideizm…
*Miłowanie*
Zastanawiam się ile osób rozumie znaczenie słowa “miłować”? Bez tego zrozumienia, trudno podążać w kierunku “wielkiego miłowania”.
Dlatego uważam, że dzisiaj – tak jak w każdych czasach – jest czas pytania i budzenia sumień, aby “miłowanie” było budowaniem na Łasce, a nie mówieniem o “miłowaniu” bez fundamentów.
Gdyby wszystko było jasne, na cóż by Karol Wojtyła uwrażliwiał nas, pisząc “Miłość i odpowiedzialność”, na cóż jego encykliki o “Miłości i miłowaniu”…
Stare przysłowie mówi “kto pyta nie błądzi”, a to pytanie wcale nie przeczy podążaniu ku miłowaniu. o.Jacek Woroniecki OP w “Pełni modlitwy” w rozdziale ” Modlitwa całego człowieka” (http://www.dominikanie.pl/modlitwa/pelnia10.html) bardzo dobrze ukazał, że rozum i miłowanie mogą współistnieć:
“Kierowniczą rolę w modlitwie musi naturalnie mieć rozum; rządzi on całym naszym życiem moralnym, a więc i modlitwa, będąca najwyższym rozkwitem tego życia, musi być do niego sprowadzona i jako jego funkcja uważana.”
“Nasz polski termin “rozmyślanie”, którego używamy dla oznaczenia modlitwy myślnej, jest pod tym względem bardzo nieszczęśliwy, kładzie bowiem nacisk wyłącznie na działalność rozumu, na myślenie, a pomija pierwiastek miłości wypływający z woli. Św. Teresa zdawała sobie sprawę, jak wielu ludzi w modlitwie myślnej widzi tylko myślenie o Bogu, i przestrzegała przeciw temu błędnemu i tak szkodliwemu mniemaniu, mówiąc: aby się dobrze modlić, nie potrzeba wiele myśleć, ale wiele miłować.”
*ok*
Rzeczywiście – trzeba się obawiać i tych, co miłując – nie myślą. I tych, co myśląc – nie miłują 😉