Wczoraj był u nas ksiądz z kolędą. Pierwszy raz zetknęliśmy się ze zwyczajem ogłaszania kolędy przez ministrantów dyskretnym dzwoneczkiem na korytarzu wieżowca. Dopiero gdy się ten dzwoneczek usłyszy i drzwi otworzy kolęda do nas przyjdzie. Nie wiem jak sobie radzą w hałasie wind i wytłumieniu podwójnych drzwi starsze osoby. Rozumiem jeszcze przy kolędzie na wsi, gdy idzie się od domostwa do domostwa. My musieliśmy mieć prawie cały czas otwarte drzwi (tylko 4h), bo inaczej nie słychać odgłosów z korytarza w mieszkaniu. Co więcej w ostatniej chwili udało się nam otworzyć drzwi gdy ministranci już zmierzali dalej.
Teraz lepiej rozumiemy dlaczego tak wiele drzwi pozostaje zamkniętych dla kolędników. Skoro do mieszkania odwiedzanego przez ostatnie 12 lat, kolęda nie przychodzi automatycznie, to jest tutaj coś niedobrego 🙂
Tradycja kolędowania jest zresztą dziwnie niejednoznaczna. W Poznaniu i Krakowie kolęda parafialna jest poprzedzana rozniesieniem przez ministrantów karteczek z przybliżoną godziną odwiedzin duszpasterskich, dzięki czemu rodzina może postarać się być w komplecie – na przykład zwolnić się z pracy, lub wziąć urlop. W Gliwicach z taką informacją się nie spotkałem, a pomogłoby to uniknąć wielu niepotrzebnych stresów, na przykład sytuacji gdy ktoś musi wyjść na 15 minut z psem, a w międzyczasie kolęda go ominęła, bo trudno siedzieć osobie samotnej od 15-21 bez wyprowadzania psa na pole.
W parafii katedralnej kolęda przychodziła do tych rodzin, które w przeciągu ostatnich dwóch lat przyjmowały kolędę. W parafii Trynek jak powiedzieli ministranci przychodzi się tylko tam gdzie ludzie otworzą drzwi po usłyszeniu dyskretnego dzwonka na korytarzu.
To w zasadzie po co jest kolęda? Aby docierać do tych co nie słyszą głosu Boga, czy tylko po to aby odwiedzać ludzi o nadwrażliwości muzycznej na cichy dzwonek???
Z Ewangelii płynie dla mnie główna myśl – pukać wszędzie, a jak otworzą to się radować z taką rodziną. Przypominam sobie też słowa przyjaciela Dominikanina, którego przyjmowali dziwni ludzie, rozradowani, że ktoś do nich “trędowatych” zapukał.