Stało się to dzisiaj około 18:20, zostałem przekonany o nieuchronnym końcu mojej ulubionej – do dzisiaj – pizzerii Capri.
Jako przykładny wujek postanowiłem zajadać pizzę nożem i widelcem, aby łapami nie dawać złego przykładu siostrzeńcowi. I tutaj wszystko się zaczęło, pierwszy ruch nożem i “lodowisko” na pizzy, kolejny – tym razem już energiczny – ruch nożem i to samo zjawisko, w końcu rozszarpałem kawałek czegoś co miało być pizzą na drobniejszy kęs. Następnie pozwoliłem temu nieszczęsnemu kęsowi powędrować do ust, tutaj w połączeniu z kubeczkami smakowymi dopełniła się czara goryczy smakosza pizzy… ZAKALEC TOTALNY!!!
Nic to, pomyślałem sobie, przemogę się i na pewno następny kawałek będzie inny… Niestety kęs kolejnego kawałka pozostał identyczny zjawiskiem gastrologicznym. Wsparty nieocenionym słowem wspierającym mojej ukochanej Żony, odniosłem talerz obsłudze, aby przeprowadzili konsylium materii na moim talerzu. Życzliwa kelnerka zaproponowała, iż Karol zrobi mi jeszcze jedną pizzę… Wolałem nie ryzykować – w końcu następna mogła być jeszcze gorsza.
Jestem upartym osłem, nie potrafię dostrzegać znaków na stole!!! Od kilku wizyt w tejże pizzerii rozwijał się dramat gastronomiczno-gastrologiczny. Najpierw nowy kucharz udowodnił, że Quattro Formaggi, może być wyrzutem przypadkowych plastrów serowych “rodem ze Społem” na powierzchni ciasta. Kolejnym razem kucharz pokazał mi pizzę na cienkim cieście czyli macę z posypką a la Roma…
Szkoda, że tak późno zmądrzałem, prawda Kasiu?
Wolę Sfinksa!