7 grudnia 1941r. japońskie wojska zaatakowały amerykańską bazę morską w Pearl Harbor rozpoczynając tym samym wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. Wywiad amerykański alarmował administrację amerykańską o możliwości ataku w ciągu kilkunastu godzin, jednak był weekend, nie odbierano telefonów i nikt nie chciał podjąć decyzji o wypłynięciu okrętów z portu.
Po katastrofie samolotu wojskowego, okazało się, że prawie 70 lat później taki sam obyczaj panuje w polskiej administracji prezydenckiej.
Aż trudno uwierzyć, że piloci wojskowego samolotu, jakim jest samolot transportujący Prezydenta RP, nie wiedzieli o tragedii swoich kolegów, skoro wszyscy o tym mówili w mediach i jak można sobie wyobrazić w eterze lotniczym. Myślę, że ktoś z administracji prezydenckiej zlekceważył rozmiar tragedii, i tutaj jest prawdziwa przyczyna zamieszania – po prostu przespano informacje, a teraz szuka się winnych zaśnięcia.
Przypomniałem sobie także informacje o wizytach zagranicznych prezydenta USA i premiera Wielkiej Brytanii, którzy zawracali w trakcie podróży do innego państwa, w związku z tragicznymi wydarzeniami we własnym kraju. Wszystko można uczynić, ale trzeba mieć odwagę do podejmowania decyzji, niby niewiele, a jak wiele.