Był Krzyż na Żwirowisku i pełna miłości decyzja Kościoła o jego przeniesieniu, ale dla wielu była to szansa na polityczne zaistnienie poprzez walkę – i taką walkę manifestacyjną mogłem obserwować swego czasu.
Teraz jest Krzyż przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie i obawiam się, że będę obserwował powtórkę politycznego wykorzystywania symboli religijnych. Tylko tym razem nikt nie ma odwagi podejmowania decyzji! Hasła obrony Krzyża wykorzystane politycznie, to tylko kolejny sposób na realne zaniechanie obrony Krzyża w sercach.
Różnica jest taka, że na Pielgrzymki Jana Pawła II każdy przychodził ze swoim małym domowym krzyżem, pokazywał go innym i widziałem las krzyży. Teraz każdy może przyjść pod politycznie wykorzystany krzyż i ze spokojem wrócić do domowego zacisza, w którym krzyża już nie ma.
Każdy polityk, który występuje w publicznej obronie krzyża, powinien najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie czy we własnym domu ma Krzyż i czy światu pokazuje realną miłość do Krzyża, czy tylko słowa górnolotne. Świadectwo własnego życia sakramentalnego jest najlepszym świadectwem, a tego żadne media nie są w stanie pokazać, bo to dokonuje się w małej izdebce w samotności.
Za jakiś czas opadnie pył i okaże się, że Krzyż zamiast łączyć, ma tylko służyć podziałom dla doraźnych celów politycznych. A młodzież tym bardziej nie będzie rozumiała Krzyża i tym bardziej uwierzy, że to nie symbol Wiary tylko symbol służący do walki o stołki, tudzież rzekomym rozdziałom Kościoła od Państwa…
Kto chce wtłoczyć Kościół w ślepą uliczkę – partii politycznej – mogę się tylko domyślać… swego czasu C.S.Lewis, opisał to w listach starego […] do młodego […].
Muszę się z tym w pełni zgodzić. Ci, co najwięcej krzyczą w obronie krzyża, mają go najgłębiej… Równie obleśne jest robienie z człowieka, który po prostu zginął w wypadku, męczennika i kolejnego mesjasza. Na to słów już nie ma.