Od wieków część osób narzeka na zmęczenie codziennym dniem pracy, a część osób nie narzeka – a przynajmniej tego w sposób widoczny nie okazuje. Po części decydują o tym cechy charakteru, jeden potrafi znieść więcej z uśmiechem na ustach, inny mniej.
A jednak gdy spojrzy się w to co zostało spisane na kartach historii, a nawet przypomni się tylko to co już za krótkiego życia udało się zobaczyć, to uda się zauważyć, że pewne sytuacje nie znajdują wytłumaczenia na tak zwany ludzki rozum.
Myślę o: św. Janie Vianney’u proboszu z Ars, o św. o.Pio, o błog. Matce Teresie z Kalkuty i błog. Janie Pawle II, skąd oni brali siły, jak potrafili przekroczyć własne zmęczenie… Po ludzku przecież z racji wieku i zadań, po kolejnym ciężkim dniu posługi nie powinni mieć już siły na nic…
A jednak oni mieli siłę, na kolejne dni, aż po kres swych dni… błog. Matka Teresa powiedziała kiedyś, że bez codziennego uczestniczenia w Adoracji Najświętszego sakramentu nie miałaby siły na żadne działanie, tak samo siłę w Adoracji odnajdywali Ci święci i błogosławieni kapłani.
A ja? Gdzie szukam siły na pokonanie ziemskiego zmęczenia, zniechęcenia, a czasami nawet zagubienia? Gdzie?
Adoramus te Christe, benedicimus tibi,
Quia per crucem tuam redemistri mundum. (śpiew z Taize)
[Adorujemy Cię, Chryste i błogosławimy Tobie,
żeś przez krzyż Twój świat odkupił.]