W Polsce literatura dewocyjna – proszę bardzo, lecz mistyka? To nieco podejrzane. Jedna i druga opiera się wprawdzie na emocjach, ale mistyka wiedzie wyobraźnię w stronę niewidzialnego, natomiast dewocja zatrzymuje się na widzialności i rozkręcaniu sentymentu, w czym osobiście nie gustuję. Kocham Krzyż, w celi mam jeden na biurku, drugi na ścianie, ale nie cierpię dewocyjnego nakręcania emocji: oj, jaki biedny Jezusek, ach, ta korona cierniowa i te rany! Chrysusa wyobrażam sobie jako Pankratora w majestacie, jakiego przedstawia bizantyjska ikona.
o.Joachim Badeni OP – Autobiografia.
Rozmowy z ojcem Joachimem Badenim s.112-3
Rozmowy z ojcem Joachimem Badenim s.112-3
Jedno i drugie jest prawdziwe…i Panthokrator i ten opuszczony i pobity Chrystus w koronie cierniowej.
A książkę chętnie bym poczytał.
*stary Joachim*
o. Joachima bardzo szanuję, bo od niego po raz pierwszy usłyszałem o Janie od Krzyża.
Jednak tego typu wypowiedzi – to ‘wypadek przy pracy’ jego swietnego poczucia humoru. Za duzo jak na mój gust pozerstwa…
*hm, jak dla mnie to młody o.Joachim i o.Jacek!*
U nas, niestety, wpływ fideizmu do dziś dnia daje się odczuwać. Mamy wielu wierzących katolików, którzy żyją w przekonaniu, że o prawdach wiary lepiej jak najmniej myśleć, bo wszelkie zastanawianie się nad nimi grozi osłabieniem przekonania o ich wiarygodności. Pewną bezmyślność w dziedzinie wiary, obojętność na jej treść rozumową, nawet ślepotę uważają oni za konieczne zalety wiary, bez których może ona być na wielkie niebezpieczeństwo narażona.
Jasne jest chyba, że takie pojmowanie wiary jest dla życia duchowego fatalne. Jeśli Bóg nam objawił tajemnice swego życia ukrytego, jeśli nam objawił tyle prawd, odnoszących się do naszego przeznaczenia; jeśli dla uprzystępnienia nam całej tej nauki objawionej zesłał swego Syna Jednorodzonego, swe Słowo Odwieczne — Zbawiciela, który w tak prostych a głębokich wyrazach sformułował podstawowe dane wiary; jeśli wreszcie przez tegoż Syna ustanowił Kościół święty i obdarzył go darem nieomylnego nauczania prawd objawionych, toć chyba nie dlatego, abyśmy się starali o tych prawdach jak najmniej myśleć, abyśmy się od nich odgradzali jakimś murem bezmyślności. […]
Ma się rozumieć, że obowiązek ten wzrasta wraz z rozwojem umysłowym i wykształceniem. Ludzie, posiadający wyższe wykształcenie, winni i swe życie religijne podnieść do równego poziomu z innymi dziedzinami myśli, inaczej sami są odpowiedzialni za ten rozdźwięk, tak często spotykany wśród inteligencji, między ogólną kulturą umysłową a wiadomościami życia religijnego, pozostającymi nieraz na poziomie wprost dziecinnym.
I cóż dziwnego, że wtedy modlitwa kuleje i ciąży! Jakże tu z pełną ufnością zwracać się do Boga Ojca, skoro się nie ma jasnego pojęcia o Jego nieskończonych doskonałościach, skoro nawet nieraz te pojęcia są zanieczyszczone najróżniejszymi uprzedzeniami, którym nie potrafiło się przeciwstawić nic innego, jak strusią taktykę niemyślenia o nich wcale! […]
To samo: można powiedzieć o sakramentach świętych z Eucharystią na czele, o Kościele, o Matce Najświętszej i świętych Pańskich. Wszystkie te tak obfite źródła mające zasilać naszą modlitwę, nic nam nie dają, skoro nie okazujemy najmniejszego zainteresowania nimi, skoro pozwalamy im porastać chwastem uprzedzeń i sądzimy, że jedynym naszym wobec nich obowiązkiem jest ślepo wierzyć i jak najmniej się nad nimi zastanawiać.
o.Jacek Woroniecki (1878-1949) Pełnia modlitwy (1925-48), rozdział “Wiara jako źródło modlitwy” (http://www.dominikanie.pl/?f=pelnia&rozdz=12)
*=> Krzysztof*
W sensie, chciałeś powiedzieć “MOIM ZDANIEM to wypadek przy pracy” oraz “JA ODCZYTUJĘ dużo pozerstwa”.
Brzmiałoby o wiele lepiej, jak na mój gust 🙂
Mnie osobiście tekst się podoba. I zgadzam się. Ale to może na skutek sposobu przeżywania wiary przez moich rodziców… Może.
pozdrawiam,
kaczka czka czkawkę ma