Wysłuchałem gwiazd zarządajacych polską piłką nożną i wyciągnąłem następujący wniosek. Zdaniem działaczy największą winą trenera Leo Beenhakkera jest to, że nas nie zbawił i nie wyratował. Najbardziej rozbawił mnie gniew działaczy, że Leo nie przygotował im tabelek tylko opowiedział o potrzebie reorganizacji szkolenia młodzieży.
Jakoś nie mogę zrozumieć naszych działaczy, gdzie leży wina Leo? Czy on miał nauczyć piłkarzy podawać celnie piłkę na ponad 20 metrów, skoro przez całe życie piłkarskie się tego nie nauczyli? Czy miał stworzyć cud wybitnej polskiej piłki klubowej, rozsyłając bio-prądy z reprezentacji? Można porównywać holenderskich trenerów Rosji i Polski, ale nie można porównywać klubów z ligi Rosyjskiej i Polskiej, bo to dwa różne światy, tak jak i zawodnicy grający w tych klubach.
Niestety bardzo mało młodzieży uprawia czynnie sport, w tym piłkę nożną. Jedyna pozycja na której wygrywa ambicja i trening indywidualny to pozycja bramkarza i tutaj sztabowi Leo nie można nic zarzucić, bo bramkarze nie zawiedli.
Zastanawiam się czy doczekam jeszcze czasów gdy polski piłkarz, grający w polskiej lidze będzie umiał dokładnie podać piłkę na ponad 20 metrów. To naprawdę jest podobno możliwe, przynajmniej Leo w to wierzy i zauważa problem.
Natomiast działacze? Oni potrzebują tabel, a na koniec nie potrafią nawet dokładnie przygotować ostatecznej wersji tabeli zespołów startujących w nowych rozgrywkach ligowych.
Płynie więc w Polskę pieśń z Warszawy “A miał nas wyratować…” i moglibyśmy dalej nic nie robić.