Pewien poseł wypowiedział dzisiaj następujące słowa: “Tusk powinien polecieć razem z prezydentem.”
Nie zrozumiałem dlaczego?, ale spróbowałem analitycznie rozważyć trzy możliwości:
1. powinien polecieć, bo wtedy “zły Tusk” byłby jednoznacznym wyjaśnieniem katastrofy,
2. powinien polecieć, bo wtedy być może jako “dobry Tusk” (w oczach innych) byłby jedynym sprawiedliwym i uniknięto by katastrofy,
3. powinien polecieć, bo wtedy “mediacyjny Tusk” mógłby mediować pomiędzy pilotami a resztą świata, i ograniczyć ryzyko lądowania samolotu.
Tylko, że te trzy punkty analizy, raczej ujmują śp. prezydentowi a dodają Tuskowi, zamiast na odwrót, co jak przypuszczam było zamierzeniem tegoż posła.
Ja to zrozumiałem w stylu „przynajmniej też by zginął”. Co z kolei bardzo ujmuje temu posłowi.
A warto przypomnieć, że to prezydent koniecznie chciał osobnych obchodów dla siebie i koniecznie z jak największą pompą — dlatego leciało z nim aż tyle osób.