Modlitwa
Pewnego dnia zapragnąłem się pomodlić po południu w swoim pokoju. Miało być “idealnie”: świeca i cisza… Wyszedłem jeszcze tylko na chwilę z pokoju, zobaczyłem śpiącą, zmęczoną Mamę. Poszedłem do kuchni gdzie w zlewie stała sterta naczyń…
I zacząłem modlitwę zmywania, z radością psikusa dokonanego Mamie przez “nicponia”. Czasem sam nie wiem, jak wspaniale modlitwa mnie odnajduje w pracy, wtedy gdy szukam jej w “idealnej” zdawałoby się atmosferze.
Duch Święty tchnie kędy chce!
PS
Dobrze, że nie mamy zmywarki, bo wtedy pewno byłbym zupełnym ślepcem co do zmywania i uciekła by mi taka wspaniała chwila zmywania 🙂