Zawiłe drogi życia

Przeczytałem dzisiaj pouczającą rozmowę. Pozostawiam ją bez komentarza, bo słowa nie są w stanie wyrazić stanu mego ducha. Tytułem wstępu do rozmowy: Dwudziestoletnia Monika wraz z siostrą bliźniaczką została wychowana przez dziadków, którzy robili wszystko, by dziewczynki “wyszły na ludzi”. Okazało się jednak, że w jej przypadku nie udało się, gdyż od kilku lat “świadczy usługi” w agencji towarzyskiej, co zatruwa ostatnie lata życia tych, którzy najbardziej ją ukochali.
(…)A może, Pana zdaniem, było jednak coś niewłaściwego w tym wychowaniu?
Nie wiem… Nie wiem… Oboje z żoną żyły sobie wypruwaliśmy, żeby dzieci miały jak najlepiej. Może za mało czasu poświęcaliśmy im osobiście? Może mieliśmy zbyt mało cierpliwości? Może za bardzo byliśmy zajęci pracą? Właściwie całe nasze dni łącznie z niedzielami wypełniała praca, bo żona robiła jeszcze swetry na drutach. Nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, bo nie było nas na to stać, a zresztą nie moglibyśmy zostawić działki i inwentarza. Jedyną rozrywką była dla nas telewizja, ale przecież tak jest w większości domów… Nie wiem… Złego przykładu z naszej strony nigdy nie było
A jaki przykład ze strony Państwa jako ludzi wierzących?
Żyliśmy uczciwie nie kradnąc, nie zabijając… To chyba najważniejsze…
A te prace w niedziele? Czy był czas na pójście do kościoła, na wspólną modlitwę, na przybliżenie dzieciom Przykazań Bożych?
Do kościoła nie chodziliśmy, bo my, proszę pani, wierzymy w Boga, a nie w księdza. Zresztą czego taki ksiądz może nauczyć, sam jak wiemy, grzeszny. On nie potrafiłby zrozumieć naszej trudnej sytuacji, więc szkoda było psuć sobie nerwy na słuchanie jego nauk. Jeśli ktoś jest utyrany do granic możliwości, to myśli tylko o tym, żeby jak najszybciej się położyć, a nie o modlitwie. A przykazania? Przecież dziewczynki były u Komunii, więc chyba umiały je i co to dało?
(…)Czy naprawdę sprawę wychowania religijnego można całkiem pominąć?
Milczenie…
Rycerz Niepokalanej wrzesień’01