Pewien kolega był w pewnej grupie. Lubił grupę, a grupa zda się jego lubiła takoż. Angażował się, kino domowe robił, samochodem woził itp. Pewnego dnia, ów pewien kolega zapoznał drugą grupę. Zaczął ją poznawać własną, ciężką pracą.
Kolejnego pewnego dnia, kolega dwakroć już wspomniany, doszedł do miejsca wyboru. Ze względu na chęć dalszego rozwoju, wybrał grupę drugą, uczciwie o tym grupę pierwszą informując. Zdawać by się mogło – w oparciu o logikę przyjaźni – iż grupa pierwsza, serca otworzywszy z radością powie koledze, czwarty raz przywołanemu, Idź rozwijaj się, abyśmy mogli ubogacić się Tobą.
Kolega poszedł z grupą drugą na wędrówkę tułaczą. Z tego też powodu czas mu się skurczył. Teraz tabor przewozić musi. Nie ma już tylu chwil dla grupy pierwszej, jak to drzewiej bywało.
Tutaj ku mojemu ZDUMIENIU grupa pierwsza rzecze: Kiedyś miał czas dla nas, kiedyś byliśmy mu potrzebni, a teraz nas olał! Gdy spytałem: Czy dzwoniliście do niego? Czy chcieliście się z nim spotkać i porozmawiać? Albo czy powiedzieliście mu o tym, że go wam brakuje?, usłyszałem jedną odpowiedź: Jeszcze co!!! Niech sam się buja!
Gdzie się podziało to “lubienie” na początku wspomniane, gdzie podziała się swobodna wymiana poglądów i odczuć, GDZIE?? Być może była to tylko jednokierunkowa relacja brania, a nie dawania?
Czy kolega ów, we wstępie już wspomniany po raz pierwszy, przestaje być kolegą dlatego, że chce się rozwijać, dlatego że CHCE???
W naiwności myślę, że każdy chce się dzielić swoim rozwojem i darami – dlatego wstępuje na trudną drogę wzrostu ku górze. Tylko dlaczego grupa pierwsza krzyczy Koniecznie bądź z nami bo inaczej, bujaj się! – Toksyczna miłość?
Zda się pytanie bez odpowiedzi…
Drogi Pewny Kolego bądź wolny i pamiętaj Twoje wybory są twoimi wyborami, nie musisz się z nich tłumaczyć przed nami. Tłumaczyć będziesz się we własnym sumieniu przed Bogiem, a to relacja do której osoby postronne nie mają prawa ani dostępu. Bądź sobą!!!
*Kto*
nie jest z nami, jest przeciwko nam… Gdzieś to czytałem =]