Krótka chwila przerwy w cad-rysowaniu, i kontynuacja ubogacającej lektury, którą wszystkim gorąco polecam:
W.B.: Czy dzisiejsze seminaria nie “sączą lęku” w dusze kleryków? Ale lęku przed światem, przed tym, co “świeckie”, a więc należące do “ducha tego świata”?
Pamiętam rozmowę z pewnym młodym księdzem, który narzekał na samotność. Zapytałem go: “Dlaczego ksiądz nie pójdzie do ludzi, nie odwiedzi ich, nie porozmawia?” A on na to: “Jakżeż ja potem powiem kazanie do kogoś, z kim piłem?” “Człowieku, to nie możesz iść i się nie napić?!” “Eee, to trzeba mieć wysoki poziom…” Przyznaję, że się przestraszyłem. Jeżeli ktoś po sześciu latach seminarium mówi, że nie potrafi odmówić wódki, kiedy jest w gościnie, to jak on sobie da radę w sytuacjach o wiele poważniejszych?
Myślę, że dziś seminaria nie tyle “sączą lęk” w dusze, ile nie wszystkim pomagają się tego lęku pozbyć. I wtedy taki ksiądz rzeczywiście boi się wejść między ludzi, unika jakichkolwiek kontaktów, szczególnie z kobietami, bo obawia się, że lada kontakt może stać się początkiem czegoś złego. Ostrożność – jak najbardziej! Ale to, co czasem widzę, to jakieś “ostrożniactwo”! Nie szczerość wobec samego siebie, ale ostrożność podszyta strachem, która nieraz zamienia się w zwykły brak szacunku. I ten przesadny lęk może się wyrażać postępowaniem agresywnym lub lekceważącym wiernych.
W.B.: Bardzo razi mnie, kiedy ksiądz spotyka parę małżonków czy narzeczonych, czy nawet tylko przyjaciół, i wita się jedynie z mężczyzną albo w rozmowie zwraca się wyłącznie do niego.
W kontaktach z ludźmi potrzebna jest bardzo duża pokora i zaufanie Bogu. Ludzie są ogromnie wrażliwi na każdy gest i słowo księdza, niezależnie od tego, jak go oceniają. Czasem ksiądz “ładnie powie”, ale zlekceważy człowieka. Czasem dla jednych, ma serce, a dla reszty już nie. […] Nie ma gorszych i lepszych, droższych i mniej drogich – wszystkim trzeba służyć jednakowo, bo każdego z nich przysyła do mnie Chrystus. Ksiądz, który jest tego świadomy, będzie i do różańca, i do tańca, i zachowa równowagę między jednym i drugim. Doświadczenie pokazuje, że źle się zaczyna dziać, jeśli tego “tańca” jest za dużo. Ale ksiądz, który ma to wszystko poukładane, jeżeli dostrzeże, że gdzieś za bardzo się zaangażował to się wycofa.
Schody do Nieba s.78-79
*Wlasnie!*
Niestety znam księży, którym czasem brak…. nie wiem, zwykłej kindersztuby, kultury….. tylko pytanie czy jest to wina seminarium… czy domu rodzinnego…. Bo niektórym to i seminarium nie pomoże… 🙁
*No tak*
Fakt, masz bardzo rozległe doświadczenie w tym względzie, i wierzę Twym spostrzeżeniom.
Czytając tą wypowiedź o.Leona, zastanawiałem się nad tym, na ile w moim własnym życiu odstawiam taką wiochą… czyli jak to mawia wujek R. “Z miasta ście, a d… ście”… 😉