Moje własne doświadczenie mówi mi coś zupełnie innego: nie ma lepszego remedium na choroby demokracji jak Kościół katolicki, przy czym pod pojęciem “Kościół” kryje się nie tylko hierarchia, biskupi czy księża, ale Duch Święty i wspólnota wierzących. Badania CBOS-u potwierdzają, że ludzie zaangażowani religijnie prezentują postawy dla demokracji przynajmniej korzystne. A jeśli chodzi o sprawę poznańską czy o antysemityzm, to zadziwiające w Kościele nie jest wcale to, że zdarzają się w nim łotrostwa. Bo to jest wszędzie. Zadziwiające w Kościele jest to, że zdarzają się w nim święci – czyści jak łza, prawi moralnie, tacy, w których się można zapatrzyć. Nie zamykając oczu na to, co złe, skłonna jestem twierdzić, że zło to niekonsekwencja, margines. Rzadko jestem dumna z poczynań Episkopatu, ale z drugiej strony rzadko jestem też zażenowana. Mówienie o Polsce jako o państwie wyznaniowym to bzdura. Co prawda było kilka niezbyt szczęśliwych wypowiedzi i zachowań członków Episkopatu, ale to nie jest zagrożenie dla demokracji.
w miesięczniku Znak nr 565 (VI 2002)