Zdaniem wielu alkoholikiem jest ten, który po konsumpcji napojów spoczął w rowie, w pobliżu taniej budki z piwem.
Moim zdaniem alkoholikiem jest także ten, który w pięknym ubraniu, w wykrochmalonej koszuli przewiązanej krawatem, z uporem maniaka szuka każdej okazji do wypicia ze znajomymi i wrogami, i żadnej nie odpuści. Wręcz można powiedzieć, że ma alkoholowy radar w węchu i dobrze wie, gdzie danego wieczoru poleje się alkohol albo kto go ma.
Alkoholicy są wśród nas, ale czy przyjaciołom wolno odbierać tę odrobinę “przyjemności” i “łatwości życia”?
Moim zdaniem należy odbierać i być niczym wrzód na tyłku — nie odpuszczać im. W końcu przynajmniej ze mną się nie napije, a to jeden kielonek, jeden kufel i jedna butelka mniej.
PS
Trzeba wiedzieć z kim i kiedy można wznieść toast, bo jeśli jest to ukryty alkoholik, to niejako przykładałbym rękę do przekraczania przykazania “Nie zabijaj”.
*tak,…*
….to prawda. alkoholicy roznia sie tylko jakoscia wypijanego alkoholu oraz tym, ze ten “ukrawacony” moze zaplacic za taksowke, co go odwiezie do domu. moze nawet ten “spod budki” jest lepszy bo brak intelektualnego otrzaskania uniemozliwia mu szukanie swietnych wymowek i tlumaczen. on to “taaa jeee, pani kjerofniczko, se fypiłem, co tu duszo gadać”…
Jarku – dziwny ten zapis 😉 choć pewnie jest za nim jakieś doświadczenie bieżące – bardzo konkretne. Bo sama notka jako taka jest zupełnie niekonkretna, a jej koniec o “ukrytym alkoholiku” brzmi jak fragment spiskowej teorii, która prostą drogą prowadzi do jakiegoś trybunału inkwizycyjnego ;)))
Tym czasem jak chodzi o moje dotychczasowe doświadczenie to jakoś nie spotkałem pijaczka krawaciarza – więcej: myślę, że takowy jeśłi jest krawaciarzem i do tego pijakiem, to wkrótce przestanie go być stać na bycie krawaciarzem. Innymi słowy: nadużywasz słowa “alkoholik”.
*cytat z publikacji AA*
opracowany przez Irenę Gabryś
Gimnazjum nr 3 w Ochotnicy Górnej
“Alkoholik to osoba chora na chorobę zwaną alkoholizmem. Może stać nim każdy, przy czym osoba pijąca na ogół nie jest świadoma tego, że popada w nałóg. […] To nieprawda, to głownie ludzie marginesu. Tylko 3% pijących alkoholików można zaliczyć do te kategorii. Reszta to zwykli ludzie, mający rodzinę i pracę.”
http://www.spjamne.ochotnica.iap.pl/strony/nauczyciele/gabrys_pub/publikacja.htm
;))) Jarek: ja cię rozumiem, ale Panią Irenę (szacuneczek!) ignoruję w pełni. I robię to świadomie, bo przytoczona pseudo-definicja niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Nie bardzo mi wypada wchodzić w sprawy całkiem prywatne, ale doświadczyłem naoczynych i bolesnych różnic między “tymi, co piją” a “pijakami” oraz “alkoholikami”. To zupełnie różne światy. Podkreślam to z całą moćą.
A bardziej ad rem: nie każdy pijący stacza się i zaczyna ciąg chorobowy. To trywialne spostrzeżenie, ale prawdziwe. Na codzień mam do czynienia z tym, co barwnie opisałeś w notce – ani ja, ani moi znajomi nie jesteśmy “alkoholikami” ;)))
Chwila … ale może ty coś źle zacytowałeś? I Pani Irena miała na myśli to, że tylko 3% “osób pijących” wchodzi w ciąg chorobowy?
*hmm*
Chyba rozmawiamy o dwóch różnych światach, ja nie mówię o lampce koniaku w pracy albo o imieninach i nie jestem bojownikiem o abstynencję. Zwracam uwagę na przemilczany współcześnie problem uzależnień, niewidocznych dla kręgu najbliższych.
Proces takich trwających uzależnień widziałem na przestrzeni wielu lat, w różnych środowiskach i z całą siłą podtrzymuję słowa, że trzeba wiedzieć, gdzie i z kim wolno wypić taką lampkę koniaku.
Nie zależy mi na przerzucaniu się racjami, bo nie użyję w blogu przykładów osobowych, które znam. Nie będę teraz cytował tytułów filmów opartych na faktach, które opisują alkoholowe uzależnienia “krawatowców” niewidoczne dla najbliższych, tudzież alkoholowe uzależnienia pań w pięknych okryciach, i późniejszą walkę o powrót do rodziny.