“Ja jestem Pan, i nie ma innego. Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko. Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem tego Stwórcą.”
(Iz 45,6b-8)
Chcemy się przemieniać, a zarazem chcemy aby nas ochraniał parasol.
Chcemy się przemieniać, a zarazem boimy się zamknąć parasol, stanąć pośród adwentowego deszczu z Niebios i “wypłynąć na głębię”.
Izajasz w Starym Testamencie woła do nas “Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość!”. Jezus w Nowym Testamencie mówi do nas “«Effatha», to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7,34).
*Parasol*
…chcemy, by nas ochraniał Bozy Parasol. Niech sie nie zamyka i bedzie taki duzy, zeby jak najwiecej ludzi pod nim zmiesciło sie…
*czy aby?*
mam na myśli taki parasol, który blokuje do nas dostęp wody życia. Zbyt często ma w naszej duchowości zastosowanie zwrot “a po kaczce woda spływa”, z chęcią stajemy w największym deszczu, a zarazem robimy wszystko aby najmniejsza kropla Bożej Miłości nie przeniknęła przez nasz parasolowy pancerz.
A pojęcie Bożego Parasola – bardziej tęczy rozpiętej na nieboskłonie, to inne zagadnienie.