[…] Najpierw człowiek oddaje cios, drugim etapem jest to, że zaciska pięść i nie oddaje, ale musi o taką postawę walczyć ze sobą samym. Wtedy reflektuje się i mówi sobie: Nic nie zrobię! Dopiero kolejnym etapem jest to, że pozwala siebie skrzywdzić bo wie, że to go nie zniszczy. Ma dystans, a nawet poczucie humoru i potrafi ten cios, jeśli nie zatrzymać, to wchłonąć go i pokazać, że to nie wywołało zamierzonego skutku. W takich sytuacjach ten, kto cios zadaje, zwykle jest kompletnie rozwalony.
Do takiego zachowania potrzeba jednak dużo siły wewnętrznej. Trzeba być gdzieś dalej w rozwoju.
Tak, ale spotkałem się też z wieloma wypadkami, że ktoś kogoś przekonywał do wiary. Tamta osoba buntowała się przeciw naciskom i rzucała różne inwektywy i wtedy słyszała od takiego “apostoła”: Wybaczam Ci, bo nie wiesz co mówisz!To manipulacja!
Tak. Dzieje się wtedy coś strasznego. Jest to manipulacja, a przede wszystkim przejaw ogromnej pychy. Taki człowiek uważa, że wie, jak należy wierzyć i że drugi człowiek tego nie rozumie. To jest kompletnie błędne stanowisko.
trudno nie wierzyć w nic [Paganini] s.68-69
*Niestety…*
…odnajduję siebie w tym opisie. Często zdarza mi się mądrzyć i przekonywać do wiary.
Mea culpa. Do tej pory tego nie widziałem, teraz zauważam. Także dzięki byciu z Ukochaną Osobą.
*trudno jest*
Wcale nie jest łatwe głoszenie wiary… Ja staram się nie zagalopować i chyba rodzi się z tego druga skrajność – wycofanie. Co też wcale fajne nie jest…
*mamy ewangelizować*
To jest powołanie wierzących. I powinność. I faktycznie nie jest to łatwe. Najprościej (a może właśnie najtrudniej) czynic to swoim życiem . Nie wolno tez milczeć. Ale niech w centrum nie będziesz ty czy ja ale Bóg.