Zastanawiam się skąd katoliccy politycy (niezależnie od reprezentowanej partii) biorą energię do wypowiedzenia świadomie kolejnego kłamstwa. Kto ze spowiedników ma odwagę im ten grzech nałogowy każdorazowo odpuszczać? Gdzie realizacja 5 warunków dobrej spowiedzi?
A może politycy przyjęli inny standard spowiedniczy?
Nie wiem, natomiast boleję nad wszędobylskim kłamstwem, które ma tak krótkie nogi, że zwykły analityk dostrzeże kłamstwo danego polityka czytając jego różne autoryzowane wypowiedzi w odstępie kilku tygodni.
A skąd założenie, że “katoliccy politycy” to katolicy?
To nie założenie, tylko poważne podejście do publicznych deklaracji tychże osób. Jeśli ktoś coś deklaruje publicznie, to mamy prawo publicznie to zrozumieć i pojąć.
W życiorysie św.o.Pio można przeczytać jak należy traktować katolickich polityków u Spowiedzi św.