Zastanawiam się jak to jest z Cudami. Dlaczego w pewnych epokach lub środowiskach są bardziej widoczne, a w innych nie.
I tak sobie myślę, że z jednej strony potrzebna jest do tego wiara Apostołów, tak jak zapisano to na kartach Ewangelii. Potrzebna jest moc Chrystusa płynąca z Apostołów, dzięki ich modlitwie i postom.
Z drugiej strony potrzebne jest współdziałanie człowieka proszącego o Cud. Moc taka widoczna jest w dialogu wiernych błagających za wstawiennictwem św.Rity (patronki od spraw beznadziejnych) czy też św.Jacka. Prości ludzie są nieustępliwi, od początku wierzą, że Cud jest możliwy, a gdy się nie spełnia, to powracają na modlitwie do tych świętych i z wyrzutem przynaglają ich do działania.
Patrzę tak sobie na moje postrzeganie życia, i sposób w jaki proszę o Cuda. I tak sobie myślę, że zbyt często jestem formalistą, czyli zanoszę prośby, ale nie jestem rozczarowany gdy coś się nie dokonuje. A przecież powinienem ufać, że Cud się na pewno dokona. Chodzi mi o Cud prawdziwy, taki w którym nasze prośby są przepalone Chrystusową miłością i mądrością.
W hagiografii św.Jacka można przeczytać o kobiecie, której zdechła jałówka, a ona dwa razy szła z ufnością i przekonaniem do grobu św.Jacka, że jałówka ożyje. Szła ponieważ jak to by mogło być, aby Święty nie mógł czegoś uprosić!
Nie sądzę, że jesteś formalistą. Prosząc o cokolwiek (bo jak Św. Faustyna powiedziała “Można Boga prosić o wszystko”) musimy mieć świadomość, że to Bóg wie najlepiej czego potrzebujesz naprawdę. Odczytałam Twoje słowa, że godzisz się na wolę Bożą, skoro nie czujesz rozczarowania kiedy Cud się nie spełnia. Ale czy faktycznie się nie spełnia? Sądzę, że jednak tak, tylko w sposób dla nas, proszących niezauważalny…przynajmniej na początku. Niekiedy po długim czasie widzimy co tak naprawdę Bóg dla nas uczynił i że to było dobre.
Ufność to (przynajmniej dla mnie) trudna sprawa pomimo, że Bóg uczynił w moim życiu wielkie rzeczy. Trzeba być jak dziecko. Mam w pamięci pewną scenę opisaną niestety nie wiem przez kogo (wstyd). W pewnej okolicy długo nie padał deszcz. Ludzie postanowili zgromadzić się i wspólnie zanosić do Boga prośby o deszcz. Przyszli na modlitwę i tylko mała dziewczynka przyniosła parasol…
Pozdrawiam
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cuda są widoczne tym lepiej, im więcej czasu nas od nich dzieli…
Dzisiaj Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych raczej nie pozwoliłaby sobie na taką ekstrawagancję, by kóremuś ze współczesnych świętych przypisać przepłynięcie morza na własnym płaszczu. Siedem wieków temu natomiast traktowano kwestię cudów z większym rozmachem i fantazją, pozwalając choćby na to, by św. Rajmund z Penyafort pokonał w ten sposób odległość między Majorką a Barceloną, i to w zaledwie sześć godzin! 🙂
Czy ja wiem? 😉
Nie tak dawno bo w zeszłym wieku św.o.Pio używał daru bilokacji we Włoszech, co akurat nie było cudem beatyfikacyjnym, ani kanonizacyjnym, ale pozostaje faktem poświadczonym przez wiele osób.
Dla Bożych Posłańców nie ma rzeczy niemożliwych.
Aaaa, to przepraszam 🙂
A to znasz?
Biega facet pod murami Jasnej Góry i wykrzykuje: “Będę chodził! Będę chodził!”. Podchodzi do niego kobieta i pyta: “Panie, co się stało? Cud jakiś?” A on na to: “Nieee, samochód mi ukradli”.
Uwielbiam kawały z brodą 😛