Refleksja czy oglądalność – do kogo należy wybór?

Kiedyś media publikowały artykuły skłaniające do refleksji, natomiast za materiały pobudzające trzeba było płacić, wchodząc do zastrzeżonej strefy serwisu lub na przykład oddzielnego pomieszczenia w wypożyczalni wideo.

Obecnie pobudzające treści są na pierwszych stronach i w zasadzie są to jedyne dostępne treści, za jakiekolwiek artykuły sklaniające do refleksji trzeba płacić.
O wszelkiej erotyce, mówiło się dawniej szeptem lub na uszko, dzisiaj o refleksji mówi się “piano”.

I tak się zastanawiam, skoro ludzie dostają to, na co niby jest zapotrzebowanie – czyli mocno klikalne pobudzacze, to niby dlaczego mieliby płacić za coś co zmusza do myślenia i refleksji.

Trochę mi to przypomina ostatnie wydarzenia w piłce nożnej, ktoś mówi że to za drogo, a ktoś inny nas uszczęśliwia ekstra płatną transmisją… i jeszcze liczy że będę naiwny i za coś takiego zapłacę.

PS
Wbrew pozorom bez i-cośtam można żyć 🙂