Pamiętam partię, która próbowała być bogiem-partią.
Teraz obserwuję partie-boga, w mniej lub bardziej oficjalny sposób wspierane przez osoby duchowne. Są też pojedynczy politycy, mieniący się partyjnymi posłańcami boga…
A na koniec, jeśli taka partia czy polityk przegrają wybory, to znaczy, że ich Bóg nie popierał czy jak… A Ci drudzy którzy wygrają, to od razu są przedstawicielami Boga?
Niebezpiecznym jest łączenie brutalnej walki o władzę jaką jest polityka, z delikatnością przebaczającego duchowego Miłosierdzia Bożego. A Ci którzy budują na piaskach wiary, będą ze smutkiem patrzeć, jak ich ogromne budowle rozpadają się od fundamentów.
Jeżeli mamy iść drogą wiary, to każdy grzech należy piętnować, a nie tylko ten, który odpowiada naszym politycznym celom, inaczej wiara staje się sługą polityki…
Jaki fajny tramwaj!!!
Jarku, znowu trafiasz w sedno. 15 sierpnia byłem na Jasnej Górze. O 11 na wałach odprawiono uroczystą sumę odpustową. Trwała 2,5 godziny a samo kazanie 55 minut. I ani słowa o Ewangelii i czytaniach. Tylko polityka. Biskup szczecińsko-kamieński – kaznodzieja – mówił dużo i głośno o ekonomii, ministrach, zakładach pracy (czy powinny upadać czy nie) i wielu innych sprawach. Miałem ochotę wstać i zaśpiewać tradycyjną pieśń kościelną “My chcemy Boga”. Jak bardzo muszą się wyludnić kościoły w Polsce zanim hierarchia to zrozumie?
Muszą się wyludnić jeszcze bardziej. Tylko to już będzie na niższym punkcie równi pochyłej. Niestety.