Wpadłem w wir pracy, nie śpię po nocach, walczę z klawiaturą, trwam przy komputerze. Tak jakby czas stracił dla mnie znaczenie. Boleję nad opuszczaniem kolejnych popołudniowych Rorat (ach czemu nie ma ich o godzinie świtania). Podążam przed siebie obawiając się o to, czy aby nie zalągł się we mnie kult pieniądza. Na co mi te pieniądze, skoro one szczęścia nie dają.
Choć z drugiej strony, są takie zobowiązania – jak danie słowa będące przyrzeczeniem, i wtedy należy oddać trudem potu i bólu własnego ciała to do czego się zobowiązało…
Z trzeciej strony są takie sprawy, których nie można wyjaśnić przyjaciołom, ponieważ jest to tajemnica, i trzeba z pokorą i bólem w sercu słuchać słów posądzenia “zagubiłeś się w kulcie pieniądza”.
Trwać z pokorą w bolesnych razach życia, tak aby dotrzeć do radości poznania i zrozumienia. Nie poddawać się i nie cofnąć nigdy raz danego słowa!
Chyba, że zdrowia już nie stanie i będzie trzeba przyznać się do porażki. Wtedy z honorem pochylić głowę i powiedzieć Przepraszam, nie dałem rady – jestem człowiekiem… marnością nad marnościami…, ale na ile mogę na tylę dokonam tego do czego się zobowiązałem.