W nocy mieliśmy pierwszą nocną akcję karetkowo-szpitalną w historii naszej rodziny. Nasz Michałek mimo wielkiej waleczności poległ ostatecznie o 2:40 w nocy, kiedy to obudził nas i za pomocą termometru przyznał się do temperatury 39,6C.
Pozostała szybka decyzja o konieczności konsultacji lekarskiej, telefon na pogotowie z pytaniem co robić. Pogotowie z całego serca chce pomóc, ale ponieważ nie ma dyżurnego pediatry, pozostaje jedynie transport do dyżurnego pediatry w szpitalu z rejonu. Czekamy więc na przyjazd pogotowia pospiesznie szykując Michała do podróży, jednak oczekiwanie na karetkę trwa około 1,5 godziny. Jedzie Mama i Michał. Ja zamykam dom i dzwonię po taxi, oczywiście bez grosza w kieszeni – więc pozostaje podjazd pod bankomat. Oczywiście dzisiaj bank ma dzień aktualizacji oprogramowania, więc karta debetowa nie działa, pozostaje kredytowa. W końcu jesteśmy razem w szpitalu.
W ostatecznym rozrachunku jeśli nie ma pediatry na dyżurze, szybszą metodą na przyszłość będzie wezwanie taxi i przejazd do szpitala.
W szpitalu obudzony pediatra, po pierwszych oznakach zniecierpliwienia, że ktoś “dopiero”! w nocy zauważył gorączkę – tak jakby utrzymująca się gorączka pojawiała się zawsze o 16:14 ;-), daje diagnozę zapalenie ucha środkowego, a w związku z tym kieruje nas do Oddziału Ratunkowego w Katowicach, ponieważ laryngologia dziecięca ma tam ostry dyżur.
Kolejna notka na przyszłość, gdy dziecko ma 38 choćby na chwilę od razu jechać na konsultacje.
I tak o 4:20 (dodatkowego dramatyzmu dodała zmiana czasu – była 3:20) znajdujemy się w pustym zamkniętym szpitalu, ze skierowaniem do Katowic i bez samochodu, w chwili gdy liczy się czas. Teraz trzeba szybko przeanalizować w głowie do kogo można zadzwonić o tej porze z prośbą o pomoc transporcie do Katowic. Dzwonimy i tak jak zawsze, pomimo ogromnego zmęczenia i raptem 1godziny snu bliska osoba nie zawodzi. Potem przejazd we mgle do Katowic, a tam szukanie Szpitala w nieznanej nam dzielnicy miasta, okupione utratą jednej czapki.
Ostatecznie po wstępnych bojowych okrzykach lekarki “a czemu nie wcześniej”, dostajemy diagnozę ropny katar i zapalenie spojówki, możemy wracać do domu i kupować listę leków.
O 7-mej rano jesteśmy w domu.
Trudne pytania:
– to pytanie o osoby, do których można zadzwonić z prośbą o szybką pomoc transportową, czy też w ogóle o pomoc w środku nocy,
– jakie rozwiązanie wybrać aby ono było najszybsze i najbezpieczniejsze dla dziecka.
Ale w końcu co z małym, lepiej ? A odpowiedzi na końcowe pytania są bardzo proste (nie dla socjalistycznego rządu): proszę oddać obywatelom pieniądze zabierane na tzw. składki zdrowotne i wprowadzić konkurencję w lecznictwie, jak jest np. ze sklepami. W sklepie sprzedawczyni jak nawet jej się nie chce stara się dogodzić klientowi bo ma z tego pieniądze. A tu, czy się stoi, czy się leży… W normalnych układach lekarz sam załatwiałby transport, badania i inne potrzebne rzeczy, bo inaczej pacjent-klient mógłby pójść gdzie indziej. A w systemie, który mamy lekarzom i zozom nie opłaca się leczyć, bo po co ?