Słowa rzucane na wiatr

Pamiętam jak około 1995 roku pewien o.Karmelita Bosy z Łodzi, alarmował – w mowie do studenckiej braci – “coraz więcej małżeństw po roku od ślubu występuje z wnioskiem o uznanie Sakramentu Małżeństwa za nieważny, w niektórych parafiach to nawet 50%”.

Dzisiaj przeczytałem w GW:

“Polska jest światowym liderem pod względem liczby wniosków o stwierdzenie nieważności małżeństwa składanych w sądach kościelnych… Jeszcze niedawno na pierwszym miejscu byli Włosi. Przeskoczyliśmy też inny katolicki i ludniejszy kraj – liczącą 200 mln mieszkańców Brazylię. Wynika to z danych watykańskiego rocznika statystycznego “Annuario Statisticae Ecclesiae”

Polacy rzucają słowa na wiatr, niestety nie tylko w polityce, ale przede wszystkim we własnym życiu. I jak tutaj mówić o podnoszeniu standardów moralnych, skoro głównym celem jest wygodne życie, bez konsekwencji za słowa wypowiedziane przed Bogiem. Dotyczy to po równo wszystkich partii i ich elektoratów – niestety! Być może nawet partie katolicko-narodowe, bardziej korzystają z prawa do orzekania o nieważności Sakramentu Małżeństwa, bo taki czysty życiorys lepiej potem wygląda…

Bez dostrzeżenia tej pionowej struktury “ja człowiek” – “mój Pan Bóg”, nie ma siły która by utrzymała naszą przysięgę i wypowiedziane słowa w mocy, aż po kres naszych ziemskich dni.

PS
Tak smutno jest słuchać ludzi, którym niedawno wydawało się, że są zakochani i świadczyli o tym przed Bogiem, a dzisiaj krzyczą zagłuszając głos sumienia “to on”, “to ona” prawie nigdy “także i ja jestem winny”.

2 thoughts on “Słowa rzucane na wiatr

  1. Słyszałem trochę o tym, jak to „orzekanie” się odbywa. Jak wielu może się domyślać — pieniążkowo. Płaci się odpowiednią sumkę i w zasadzie załatwione.
    Rozmawiałem z pewną panią, którą porzucił mąż. Nie widzieli się dość długo, aż mąż chyba poznał kogoś nowego, z kim chciał też wziąć ślub kościelny. Chciał zatem zdobyć orzeczenie o nieważności, ale jego żona się nie zgodziła, mimo że zapewniał, że już w zasadzie załatwione — powiedziała, że jako katoliczka nie może czegoś takiego zrobić, bo to wbrew jej sumieniu. Wtedy – uwaga – zadzwonił do niej osobiście biskup (!) i namawiał ją, żeby „uwolniła” mężą i zgodziła się na unieważnienie.
    Bez wątpienia jej mąż miał wyjątkowo dużą „siłę perswazji”.

    Osobiście nie uważam, żeby warto było trwać w związku, który nie ma już przyszłości. Ale nie lubię hipokryzji, zwłaszcza ze strony tych, którzy uważają się za moralnie lepszych i powołanych do strofowania innych.

  2. W moim przekonaniu w takich sprawach potrzebny jest dobry spowiednik, który doradzi jak w trudnych sytuacjach: alkoholizm, zdrady postępować. Przecież można obecnie skorzystać z prawnej formy separacji, a nawet rozwieść się w zakresie ślubu cywilnego (znam przypadek gdy Spowiednik po kilku latach zmagań poczciwej kobiety w tym separacji doradził rozwód, bo dalsze trwanie zagrażało zdrowiu), ale orzekanie o nieważności małżeństwa to coś zupełnie innego.

    Przecież osoby przystępujące do tego działania, po pierwsze stwierdzają, że były nieświadome wagi słów które wypowiedziały albo uczyniły to w złej woli…

    Tak naprawdę to przy rozwodzie cywilnym, ludzie pędzą za tym orzeczeniem o nieważności Sakramentu Małżeństwa, ponieważ mają czystą drogę do wspólnoty łoża z nową współpartnerką,-em i przyjmowania dzięki temu Komunii św.

    Od wielu lat funkcjonuje w Kościele taka posługa jak Duszpasterstwo Małżeństw Niesakramentalnych, jednym z wymagań aby móc na powrót uczestniczyć w życiu Kościoła jest zrezygnowanie ze wspólnoty łoża i unikanie sytuacji zgorszenia, czyli między innymi jeśli jest taka zgoda Spowiednika przyjmowanie Komunii św. poza miejscem zamieszkania i myślę. To trudne, ale moim zdaniem przezroczyste, nie takie jak namawianie znajomych do składania fałszywych zeznań przed Sądem Kościelnym.

    PS
    To zadziwiające, gdy spyta się osoby występujące o nieważność Sakramentu Małżeństwa czy tak samo były nieświadome gdy w podobnym okresie broniły pracę dyplomową, zdawały prawo jazdy to zdenerwowane odpowiadają, “przecież nie jestem idiotą – wiem co robiłem i robię”. To jak w pracy zawodowej wiedział, a w życiu najważniejszy bo osobistym rozum mu odebrało? Chyba bardziej pamięć o tamtym czasie zagłuszyło! Możliwe są wyjątki, ale nie reguła!!!

    Być może nasi kapłani zbyt łatwo ulegają wizji fałszywego miłosierdzia… o.Pio pogoniłby takich małżonków na modlitwę!!! co by na nowo chcieli być razem o ile taka jest wola Boża.

Comments are closed.