30 procent trafień

Boss: Czy twoim zdaniem na kursy jedzie się tylko dla lasek?
Marek: Nie wiem; niektórzy pewnie tylko po to jadą. Ja na kursie w Antwerpii spotkałem ludzi, którzy mimo obecności niezwykle pięknych klawesynistek. przyjechali w celu poszerzenia swych umiejętności gry na oboju barokowym oraz interpretacji muzyki dawnej. B: Czy istnieje coś takiego jak “galarek”, popularnie zwany “klocem”?
M: Oczywiście, istnieje. Ja znajdowałem się w dość specyficznej sytuacji, ponieważ jechałem na kurs jako zupełnie początkujący, jeśli chodzi o ten instrument. Czy pamiętasz jeszcze to uczucie, kiedy bierze się do rąk instrument, na którym nie umie się grać, a będzie się miało do czynienia z ludźmi, grającymi na nim od około pięciu czy sześciu lat i prezentującymi nieraz wysoki poziom? Tak, to był strach. OK, oni krzywdy mi nie zrobią, ale “co robi człowiek na kursie interpretacji muzyki dawnej, skoro w ogóle nie umie grać?!” Co prawda tłumaczyłem im cały czas, że w Polsce raczej nie mam możliwości nauczenia się gry na oboju barokowym i że taką możliwością jest dla mnie właśnie kurs z Paulem Dombrechtem. Wydaje mi się, że to zrozumieli.

B: To znaczy nazywasz strachem sam moment wejścia, sposób, w jaki możesz zostać przyjęty, nie jest to strach przed wiedzą?
M: Nie, nie, nie. Chodzi mi przede wszystkim o to, jak zostanę przyjęty jako ten, który nie ma nic do pokazania. (Tylko bez skojarzeń). W momencie, gdy dostałem pierwsze nuty – była to jakaś sonata Telemanna – i rozczytałem je do tego stopnia, że było te 30% trafień, już nie musiałem się obawiać. Wiedziałem, że oni już wiedzą, co ja reprezentuję. Będą się śmiać albo nie, ale ja się tego nie muszę obawiać. Nareszcie coś robię. To nie był strach przed wiedzą, to był raczej strach z powodu niewiedzy.

B: To czego nie wiedział Niewiedział?
M: Nie wiedziałem, od czego zacząć, w jaki sposób ćwiczyć. Jak robić stroiki do oboju barokowego. Wszelkie problemy związane z aparatem były dla mnie absolutną nowością.

B: Czyli rzeczywiście można się nie bać wiedzy?
M: He, he, he – tak! Ale co właściwie masz na myśli?

B: Myślę o baroku – o przerażeniu, jakim może napawać świadomość jego ogromu. Niemiecka maszyna barokowa, która pracuje w basie niczym metronom; włoskie spaghetti polegające na schodzeniu godzinami w modulacjach; Anglia z muzyką dla króla, a co najgorsze – nieobliczalna Francja z nieustannymi nierównościami (notes inegales).
M: Na kursie średnio co godzinę na warsztacie jest nowy utwór. Jest więc dzieło kompozytora francuskiego, następnie niemieckiego itd. Każde z nich jest szczegółowo omawiane pod względem stylistycznym, odmiennym i charakterystycznym dla danego kraju, kompozytora. Powiem szczerze… nie, tego nie powiem.

B: Wiadomo, że czas, który spędziłeś na kursie, wypełniony był nie tylko słuchaniem i graniem, ale także spotkaniami z ludźmi z odmiennych kultur.
M: Masz na myśli Azteków???

B: Nie. Chodzi mi o wymianę poglądów, dyskusje.
M: Oczywiście, około godz. 20:00 zaczynało się prawdziwe życie towarzyskie, to znaczy po wszystkich lekcjach, dyskusjach na temat interpretacji, po rozmowach na tematy czysto muzyczne, szliśmy na zasłużoną kolację i tam prowadziliśmy rozmowy dosłownie o wszystkim. Interesowała ich sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie Wschodniej, a szczególnie w Polsce.

B: Jestem trochę zaskoczony, że potrafiliście rozmawiać nie tylko o muzyce. Czy zgadzasz się z tym, że możliwość ciągłej konfrontacji wyzwala z ciebie dodatkową energię?
M: Naturalnie, jest to bardzo mobilizujące.

B: Czy jest to porównywalne z pracą w naszej Akademii?
M: Porównanie takie wydaje się bardzo trudne z kilku powodów. Inaczej pracuje się na własnym terenie, a inaczej w Antwerpii, w pięknych zabytkowych wnętrzach, w dodatku w czasie wakacji. Po drugie na takim wyjeździe chciałoby się w jak najkrótszym czasie zdobyć informacje, do których inni dochodzili latami.

B: Czy coś w stylu takiego kursu mogłoby w ogóle trwać dłużej niż tydzień? Czy wyobrażasz sobie coś takiego jako normalną uczelnię?
M: Przypuszczam, że normalna uczelnia właśnie tak powinna wyglądać.

Z Markiem Niewiedziałem,
rozmawiał Nieodpowiedzialny Boss
dla “Sotto voce” AD 1993 nr 4