O tym jak można przetrwać w Schronisku Młodzieżowym, o ile są automaty spożywcze, słów kilka…
Wczesnym porankiem należy się zerwać z pianiem budzika – rozlegającym się o niecałe dwie ściany dalej, choć w przypływie turystycznej dobroci, można by te izby nazwać pokojami. Następnie w amoku lunatyka udać się należy na stołówkę, tam szybko zająć właściwą pozycję strategiczną, czyli przy misie i produktach spożywczych. Śniadanie należy konsumować do tak zwanego trzeciego przepełnienia (bez wypróżnienia). Empiryczne poznanie mówi, że pozwala to utrzymać się w stanie funkcjonalności organicznej do późnego popołudnia…
Wczesnym wieczorem należy: odszukać automat spożywczy w pobliżu pokoju (co by energii na chodzenie nie tracić), zakupić mirindę pomarańczową sztuk 1 (słownie raz) i w sąsiednim automacie snickers’a zamulacza sztuk 1 (ponownie sztuk raz). Następnie należy przeplatać doustne dotknięcia butelki opróżnianej z płynu, z wargowymi muśnięciami batona opróżnianego z czekolady, słodu i orzechów.
Konsumpcja poranna jak i wieczorna powinna odbywać się w tempie odpowiednim dla X symfonii olenderskiego kompozytora Louisa von Breetcofen’a (BARDZO WAŻNA UWAGA! symfonia ta została napisana w słynnej tonacji jadalnej Fe-dur, wzmacniającej układ trawienny żelazistym brzmieniem instrumentów dętych nadmuchanych).
Wyśmienicie smakuje posiłek w oparach absurdu, gorąco polecam – Schroniska Młodzieżowe, oczywiście!