Czy można być zawodowym dyskutantem, by nie rzec “pieniaczem”? To znaczy, być tak pochłoniętym udziałem w dyskusjach, że praca i życie osobiste zostają zepchnięte na dalszy plan. Może z tym życiem osobistym to przesada, bo przecież dyskusja staje się życiem osobistym, takiego człowieka. Patrząc na ilość postów produkowanych przez pewne osoby, w godzinach pracy, zaczynam mieć pewność, że jest to możliwe.
Dyskusja (łc. discussio – dochodzenie, badanie) to wymiana zdań na określony temat, która ma na celu przedstawienie różnych poglądów reprezentowanych przez rozmówców, skonfrontowanie ich i znalezienie wspólnego, ogólnie przyjmowanego za słuszne stanowiska.
Kiedy czytam na liście dyskusyjnej, stwierdzenie interlokutora (łc. dyskutanta): “rozmawiam o tym na kilku listach”, a do tego dochodzi postawa takiej osoby “zawsze mam rację”, to się zastanawiam, o co tutaj chodzi?
Żal mi osób, które całe życie poświęcają na udowadnianie swoich “świętych” racji, na forum publicznym. Jest to niczym ryk Lwa na pustyni, życie wokoło zamiera i wszyscy dyskutanci milkną… Gdy jest to dyskusja na liście religijnej, to wtedy kołacze mi się po głowie cytat z listu św.Piotra
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.
(P5,8)
Gdy Lew ryczy, nie będę udawał drugiego lwa.