Pamiętam partię, która próbowała być bogiem-partią.
Teraz obserwuję partie-boga, w mniej lub bardziej oficjalny sposób wspierane przez osoby duchowne. Są też pojedynczy politycy, mieniący się partyjnymi posłańcami boga…
A na koniec, jeśli taka partia czy polityk przegrają wybory, to znaczy, że ich Bóg nie popierał czy jak… A Ci drudzy którzy wygrają, to od razu są przedstawicielami Boga?
Niebezpiecznym jest łączenie brutalnej walki o władzę jaką jest polityka, z delikatnością przebaczającego duchowego Miłosierdzia Bożego. A Ci którzy budują na piaskach wiary, będą ze smutkiem patrzeć, jak ich ogromne budowle rozpadają się od fundamentów.
Jeżeli mamy iść drogą wiary, to każdy grzech należy piętnować, a nie tylko ten, który odpowiada naszym politycznym celom, inaczej wiara staje się sługą polityki…