Piosenka o I Koalicji PSL-SLD (wg melodii “Jak linoskoczek” Grzegorz Turnau)

1) Niepewnie rośniesz rozchylony,
tuś jest zielony, a tu czerwony.
Ref.
To jest tulipan, to jest tulipan,
a to jest dąb, a to jest lipa.
To jest tulipan, to jest tulipan. 2) Łagodnie wznosisz się wśród traw (dumny jak paw),
wśród wielu swych zielonych spraw.
Ref.
To jest tulipan, to jest tulipan,
a tam jest dąb, a tam jest lipa.
To jest tulipan, to jest tulipan.

3) Jak wszystkie kwiaty kielich masz,
i wznosisz swą czerwoną twarz.
Ref.

4) Lecz już niedługo będziesz z nami,
bo wkrótce zostaniemy sami.
Ref.
Nadejdzie lato, nadejdzie lato,
i co ty na to, i co ty na to.
Nadejdzie lato.

“Zespół Niespokojnych Nóg”
(Adam Niezgoda & Jarek Szczepanek)
występ “Nawrócenie przedramienia” AD 1996

Jak zostać księgowym

Kiedy pisałem pierwszą instrukcję Jak zostać pesymistą(<-- tu czytaj) dla Morning Chronicle traktowałem to zajęcie jako chwilowy kaprys zarozumiałego pisarza. Jednak gdy wczoraj wieczorem po raz kolejny oglądałem na kanale 6, film Co do grosza według powieści Jeffrey’a Archer’a – pod tym samym tytułem. Zadzwonił do mnie Edi i z charakterystycznym oksfordzkim akcentem powiedział: Czekam na nową instrukcję! Zacząłem się tłumaczyć, że nie mam czasu, bo właśnie wyjeżdżam na ryby (nocą lepiej biorą). Ale Edi jak zawsze pozostał nieustępliwie-napastliwy. Tak więc dokończyłem wpatrywania się w szklany ekran i rozpocząłem swoje późno-nocne rozważania z fusów.

Dzisiaj najbardziej korzystną dziedziną pracy zdaje się być księgowość. Każdy chce podliczać wpływy, wydatki i straty. Niestety nie od razu dostaje się pracę na Wall Street, a tym bardziej w Bank of England.

Aby zostać księgowym konieczna jest drobna inwestycja finansowa oraz krótkie przeszkolenie. Na początek należy zakupić kapownik, powtarzam mniej uważnym czytelnikom, KAPOWNIK. Kiedy już zdołaliśmy go zakupić, należałoby się zastanowić nad graficznym rozplanowaniem jego zawartości. Musimy wybrać kategorię, w której będą prowadzone nasze sprawozdania.

Oto kilka bardziej popularnych typów:
1) kategoria punktowa,
2) kategoria znakowa,
3) kategoria przyszłościowa,
4) kategoria towarzyska,
5) kategoria osobista.

Cechą wspólną tych kilku kategorii, kapownikowych sprawozdań jest przyporządkowanie naszym znajomym określonych wartości: liczbowych, literowych albo opisowych. Zapytasz z wyrzutem Na co mi kapownik? Ja to wszystko w głowie opracowywuję! I tutaj popełniasz pierwszy błąd na trudnej i wyboistej drodze do zgłębienia księgowości.
Prowadzenie kapownika jest NIEZBĘDNE!!! w celu utrzymania jedynych i słusznych (korzystnych) stosunków towarzyskich. Przyjrzyjmy się teraz poszczególnym kategoriom.

ad 1) W kategorii punktowej określamy liczbowo zasługi naszych znajomych na przykład: 10pkt. – dał mi łapówkę, 3pkt. – dał się spławić, -5pkt. – chciał aby mu w czymś pomóc. Sam ustalasz swoją punktację!

ad 2) W kategorii znakowej wykorzystujemy znaki “+” i “-“. Należy pamiętać, że dwa “-” niegdy nie stanowią jednego “+”. Ponadto dopiero trzy “+” równoważą jeden “-“. Przed postawieniem “+” z wnikliwością należy przebadać jeszcze raz osobnika, który na niego pozornie zasłużył. Mógł nas przecież oszukać, maskując swoje właściwe uczucia. Podsumowanie raz w miesiącu.

ad 3) Kategoria przyszłościowa dla ludzi sukcesu. Wpisujemy dane o znajomych i systematycznie wykreślamy tych, którzy nie otwierają przed nami nowych perspektyw. Co więcej nie stanowią dla nas dobrej drogi do dalszej kariery. Koniecznie próbujemy nawiązać kontakty z członkami partii będącej już albo za chwilę u władzy.

ad 4) Kategoria towarzyska tak zwana Elitarna!. Do naszego kochanego kapownika wpisujemy tylko te osoby, które mają kilka liter przed nazwiskiem na przykład: sir, dr, prof &c. Dzięki tym wspaniałym tytułom osoby te są warte naszej uwagi i konwersacji. Mamy przy tym świadomość nieco większych wydatków w tej kategorii. Trzeba się początkowo (nie mając tytułu) wkupić do tego towarzystwa, albo kupując tytuł albo kupując znajomość. Oczywiście listę należy modyfikować i ograniczać do około 50-ciu stałych kontaktów.

ad 5) Kategoria osobista dla wytrwałych 😉 Tutaj panuje całkowita dowolność w kreowaniu naszych preferencji. Tą kategorię lubię najbardziej, ponieważ mogę w niej bezkrytycznie notować moje spostrzeżenia i myśli na temat nowo poznanych ludzi. Bardzo jasno widać w niej, czy warto się z kimś spotkać, czy też nie.

W moim przypadku Edi już dawno wyleciał z wszystkich kategorii. najgorsze notowania ma w kategorii osobistej, bo nie zmieścił się w pierwszej 100-ce opłacalnych znajomych. Jak to mawiamy w naszym londyńskim klubie golfowym: My nie Francuzi żabojady, u nas liczy się konkret a nie fasady, w stylu “Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.

Najnowocześniejsze kapowniki to specjalne programy komputerowe, umożliwiające natychmiastowe podsumowanie każdej z kategorii. Komputer pamięta za nas i przypomina nam, co się opłaca robić i z kim się opłaca spotykać.

PS
Jeśli dalej wierzysz w powyższe bzdury Drogi Czytelniku, to masz problem ;D Najlepiej kup kapownik i zapisz sobie w nim 1000pkt. za konkretne podejście do życia*.

John Bosoit [alias Jarosław Szczepanek ;-)]
“Zapiski na bilecie, a może blankiecie”

b.Londyn 1.4.3002

* Konkretne podejście do życia, opisane przez kochanego G.Orwella w 1984 i Folwarku zwierzęcym. Jednym słowem zdałeś!!! egzamin na księgowego. Pamiętaj dzisiaj jest Prima Aprilis ;D

Chórzysta na Dalekim Wschodzie (2)

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 2.1Busan – piękne miasto portowe – wita nas deszczową pogodą. Nowoczesna architektura (np. wspaniały długi most nad zatoką łączący dwie części miasta) wzbudza mój szczery podziw. To miasto dwóch uniwersytetów, przemysłu i malowniczej dzielnicy portowej z mnóstwem targowisk. W nadmorskiej dzielnicy Haeundae jest mnóstwo małych knajpek, przed którymi w akwariach pływają ryby i różne stwory morskie. Można sobie coś wybrać i zamówić do degustacji.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 2.2W górach na obrzeżu miasta stoi buddyjska świątynia Beomeosa. Wybierając się tam chciałem choć przez chwilę zaznać prawdziwego smaku życia Koreańczyków. Drogę do świątyni – parę kilometrów pod górę – przeszedłem z Chlipem pieszo. Po drodze trafiliśmy na małą piękną kapliczkę i miłą kawiarenkę podróżną. Warto było wstąpić dla kilku chwil smakowania podanej gościnnie zielonej herbaty i wsłuchiwania się w melodykę rozmów Koreańczyków. Kilka chwil życia bez języka polskiego i angielskiego. Ostatni odcinek drogi do świątyni wzbudza we mnie mieszane uczucia. Zniknęła gdzieś cisza, pojawili się sprzedawcy jedzenia i pamiątek, hałas pieśni tradycyjnych. Świątynia to jakby buddyjski kompleks obiektów klasztornych, pięknie zachowany i oddychający modlitwą buddyjskich mnichów, żyjących poza panującym wokół turystycznym gwarem.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 2.3Wspomnę o jedzeniu serwowanym nam codziennie przez organizatorów Olimpiady Chóralnej. Na śniadanie zimna jajecznica, zupka (odważni spróbowali) i ryż, na obiad lub kolację ryż (zawsze bezpieczny, choć ten się kleił), jakieś mięso – coś jakby gulasz, ogórki kiszone kwaśno-słodkie i kapustka po koreańsku, śmierdząca wszystkimi smrodami świata. Ogólnie jedzenie w Korei dla Europejczyka pachnie co najmniej dziwnie, choć czas pomaga się z tymi zapachami oswoić.

Powrót z Busan był jeszcze trudniejszy, bo zupełnie zabrakło biletów kolejowych. Uratowały nas fantastyczne autobusy nocne. Udało się kupić bilety i dzięki temu poznać autobus o trzech rzędach luksusowych foteli z podnóżkiem i oparciem pod głowę. Jedynie zapięty pas bezpieczeństwa nieco mnie krępuje. Ale 5-godzinna podróż do Seulu to fantastyczny wypoczynek.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 2.4Na sam koniec naszej koreańskiej przygody czekała nas niespodzianka, czyli życzliwy i dobrotliwy taksówkarz. Podjechał pod przystanek, zaproponował podwiezienie na lotnisko Inchon znajdujące się na wyspie kilkadziesiąt kilometrów od Seulu. Podał atrakcyjną cenę, równą cenie biletów autobusowych. Wsiedliśmy i pojechaliśmy z bagażami przywiązanymi do zderzaka samochodu, przy otwartym bagażniku. Sielanka trwała do bramki na autostradzie. Otóż opłata jest przerzucana na pasażera, tak więc przejazd okazał się być jednak droższym. Potem już był tylko kilkunastogodzinny lot ku Europie.

Ta wyprawa uwrażliwiła mnie na znaczenie słowa “Azja”. Często rozumiane jest jako zacofanie intelektualne, kulturalne, gospodarcze i technologiczne. Po powrocie do Polski i wpadnięciu w retorykę powyborczą byłem już pewien, gdzie jest tak rozumiana Azja.
Udział polskiej ekipy w Olimpiadzie Chóralnej zakończył się wielkim sukcesem, biorąc pod uwagę brak aklimatyzacji i zupełnie odmienną kulturę panującą w Korei. Siódme miejsce w klasyfikacji medalowej Olimpiady ogłoszono światu za pośrednictwem wielkiej gali telewizyjnej w BEXCO. Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego zdobył dwa złote medale i jeden srebrny (dodatkowy trzeci złoty medal otrzymał dyrygent za wybitne dyrygowanie), mój chór Akademicki Chór Politechniki Śląskiej – trzy srebrne. W tyle pozostały takie potęgi kulturalne jak Amerykanie, Niemcy (organizatorzy przyszłej Olimpiady Chóralnej w Bremie 2004), Holendrzy i Włosi. Szkoda, że naszego sukcesu nikt w Polsce nie zauważył…

opublikowano w sprawa.pl nr 45 – 9 grudnia 2002

Chórzysta na Dalekim Wschodzie (1)

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 1.1W połowie roku moje marzycielskie plany nabrały regularnych kształtów: Akademicki Chór Politechniki Śląskiej jedzie do Korei na Olimpiadę Chóralną 19-27 listopada 2002 w Busan! Przez długie tygodnie trwają dodatkowe próby; jedyni reprezentanci Polski nie mogą pójść śladem polskich piłkarzy! Pod koniec września dociera do nas radosna wiadomość: oprócz nas jedzie do Korei Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego i Katedralny Chór “Cantate Deo” z Koszalina. Plan podróży rodzi się w biegu. Tuż przed wyjazdem okazuje się, że koreańskie autobusy są za małe i 7 osób musi podróżować z lotniska Inchon pod Seulem do Busan innymi środkami komunikacji. Kolega z chóru organizuje 7-osobową ekipę śmiałków. Do Seulu jedziemy zatem fantastycznym, szczęśliwie znalezionym małym vanikiem, “czule” się gniotąc (bez wątpienia Koreańczycy są mniejsi). W drodze słuchamy barwnych opowieści: na przykład wiadukt nad autostradą okazuje się zaporą przeciw czołgom z Północy, w chwili ataku mają zostać zdetonowane materiały wybuchowe i kilkanaście ton żelbetu zabarykaduje autostradę. Wjeżdżając do Seulu obserwujemy olbrzymie góry – zrekultywowane wysypiska śmieci. Pierwsze ogólne wyobrażenie o mieście: wielka wioska zbudowana bez ładu i składu, niska zabudowa i wieżowce.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 1.2Dojeżdżamy na dworzec kolejowy. Jest piątek i są tylko 3 bilety do Busan na najbliższe 3 dni. W Korei w pociągu wolno zajmować tylko miejsca siedzące, na dodatek przy wejściu na peron trzeba okazać bilet, a przy wychodzeniu na stacji końcowej ów bilet oddać. Bierzemy to co jest i polskimi czekoladkami próbujemy przekonać Koreankę z informacji do dalszych poszukiwań. Mamy tu wrócić za kilka godzin, z nadzieją na kolejne 4 bilety. W tym czasie udajemy się na mały rekonesans po okolicy. Pod ambasadą amerykańską pełno służb porządkowych, obawy przed zamachami terrorystycznymi i kolejnymi manifestacjami. Dojeżdżamy do ambasady Polski i udajemy się do pobliskiego muzeum historii Korei. Olbrzymie bogactwo eksponatów – niestety większość opisana po koreańsku, czyli w “krzaczkach”. Ogólnie znajomość języków obcych kuleje. Próby podjęcia dialogu po angielsku w większości przypadków kończą się pięknym uśmiechem rozmówcy… Dzielnica rządowa jest pełna tajniaków, budek strażniczych etc., wyczuwa się stan ciągłego zagrożenia rozruchami.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 1.3Wieczorem wracamy na dworzec… Uff… są cztery bilety. Uspokojeni wyruszamy – Chlip, Tenor i ja – na nocne zwiedzanie Seulu. Wbrew pozorom to najlepsza pora na zapoznanie się z nieznanym, obcym i być może niebezpiecznym 9-milionowym miastem. Idziemy prosto przed siebie, z zamiarem obejścia centrum dużym kołem. Urzeka mnie niesamowita ilość kolorów, zapachów i nowych wrażeń. Co krok jakaś mała knajpka. Na ulicy mimo późnej pory pełno ludzi wychodzących w radosnym stanie z restauracji, hoteli i innych przybytków. Metro i komunikacja już nie funkcjonują, więc wszyscy walczą o taksówki.

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 1.4To co od razu dziwi, to zupełnie inny stosunek do dotyku. Prawie wszyscy mężczyźni i kobiety czule obejmują się na ulicy lub prowadzą za ręce, bez erotycznego podtekstu znanego w świecie Zachodu. W trakcie tej nocnej wędrówki mapa Seulu okazuje się nic nie wartym świstkiem papieru. Widać uczyli się kartografii od Sowietów z czasów realnego socjalizmu. Jeśli jest skrzyżowanie, to na mapie go nie ma, ulice prostopadłe nie są prostopadłe. Pomagają nam w końcu tubylcy i jakimś cudem odnajdujemy drogę na dworzec… Mijamy nocnych dostawców ryb i owoców morza. Niesamowite wrażenie robią duże sześciany suszonych ryb leżące sobie na chodniku – świeży towar na poranne zakupy, a co z higieną?

Chórzysta na Dalekim Wschodzie 1.5Ulice w tej części miasta zaczynają przypominać Nowy Jork. Zaczyna się odczuwać serce wielkiej Metropolii. Na ulicach tyle samochodów, co na Marszałkowskiej w samo południe. Niespodziewanie wkraczamy do dzielnicy Czerwonych Latarń. Przechodzimy przez nią unikając nagabujących nas Koreańczyków. Przed 3.00 docieramy na dworzec. Kilka godzin trwania w półśnie na małych krzesłach – i już jedziemy do Busan. Kelner roznosi po pociągu pudełka z jedzeniem – z kształtu przypominają pizzę, jednak w środku ukazują się koreańskie śmierdzące przysmaki z owoców morza.

opublikowano w sprawa.pl nr 44 – 25 listopada 2002

Materiały źródłowe – czy aby nie zapomniana przeszłość?

Wstępem do tych rozważań i ich integralną częścią jest wpis w blogu z dnia 23 listopada AD 2002.Świat mediów

Świat mediów — świat sensacyjnej informacji, jakby tylko nią żyjący. Z jednej strony media stoją na straży prawa do wolności przekazu informacji, z drugiej strony te same media dopuszczają się podstawowych błędów w opisie faktów. Co więcej, piętnując czyjeś postępowanie, czynią to nie tyle z bezinteresownej walki o prawdę, lecz w celu zapewnienia sobie większej popularności. Jest dla mnie coś przerażającego w piętnowaniu przez polskie media negatywnych zachowań Leppera, o.Rydzyka czy też ostatnio o.Palecznego, przy zupełnym pomijaniu pozytywnych postaci życia politycznego czy też kościelnego jak chociażby ks.Wojciech Drozdowicz1. Media oskarżają, wydają ocenę, przynaglają następnie redaktorów zawodowych i “domowych” do kolejnych coraz mocniejszych w języku i wnioskach komentarzy. Zarazem media same promują postawy Leppera, o.Rydzyka i o.Bogusława Palecznego2. Dlaczego? Ponieważ pomimo licznych propozycji bojkotu medialnego tych osób, cały czas goszczą one w materiałach filmowych i wszelkiej maści artykułach. Nie mam na myśli stosowania cenzury, lecz zasady dobrego smaku. Naprawdę niesmacznym jest dla mnie, gdy po raz n-ty widzę chamstwo Leppera i słyszę kolejny komentarz oburzonego dziennikarza.

Szacunek dla własnego słowa, nakazuje raz coś skomentować i zakończyć dany temat. Nie zaś cyklicznie, w tej samej formie, dawać się podpuszczać ludziom łaknącym medialnego rozgłosu. Podobnie w przypadku dwóch wymienionych powyżej osób. Akcje tych osób żyją tylko i wyłącznie wtedy, gdy są sprzedawane medialnie. Niejako współistnieją one z sensacją dziennikarską — tworząc jakby zamknięty krwioobieg. Dziennikarz pisze – pełen oburzenia – o takiej osobie “źle postąpił… zgorszył obecnych na sali”. Jednak, gdy ta osoba, daje znać gdzie i kiedy będzie robiła następną zadymę. Dziennikarz ów jedzie tam jako pierwszy — bo będzie sensacja! Natomiast gdyby nie pojechał, to być może taka osoba musiałaby odstąpić, od tej formy protestu, ponieważ nie miałaby słuchaczy! Zarazem odebrałoby to tym osobom siłę zadymowej walki! Kiedyś w Polsce obowiązywał wspaniały zwyczaj spacerów podczas Dziennika Telewizyjnego. Spacerów, które były protestem przeciw Stanowi Wojennemu, WRON’ie, propagandowym programom PZPR i indoktrynacji politycznej.

Niestety dzisiaj chęć przedstawiania sensacji przez pryzmat zła, jest większa niż przez pryzmat dobra. Całe zdarzenie w kościele Pokamedulskim na warszawskich Bielanach jest o tyle smutne, że media opisały i ukazały tylko głupie zachowanie o.Palecznego. Zamiast pokazać światłą myśl intelektualną ks.Drozdowicza, który prowadzi liczne inicjatywy służące rozwojowi intelektualnemu młodzieży i otwieraniu jej oczu na piękno i zagrożenia świata współczesnego. W mediach można znaleźć ogrom artykułów opisujących działalność Leppera, o.Rydzyka i o.Palecznego. O wspaniałym siewcy Ziarna Bożego ks.Drozdowiczu wzmianek prawie nie ma.

Drugi problem to efekt lawiny medialnej, coraz mocniejsze słowa bez zaznajomienia się z materiałami źródłowymi, i bez ich zanalizowania. Użyję ostrego słowa — brak rzetelności dziennikarskiej, “bo od myślenia nie zwalnia nas, odnośnik do najbardziej zacnego tytułu prasowego”!

Materiały źródłowe

Materiały źródłowe to pojęcie coraz częściej usuwane z masowej świadomości społecznej. Człowiek współczesny z jednej strony krzyczy “nie wierzę politykom”, nie oglądam TV, nie słucham radia… Z drugiej strony coraz częściej wierzy, tekstom zamieszczanym w wirtualnej przestrzeni i nie poddaje ich krytycznemu osądowi. We wszelkich publikacjach występują dwa rodzaje tekstów:

1) “materiały źródłowe” – pierwsza informacja, pierwszy artykuł podpisany imieniem i nazwiskiem autora, albo w przypadku agencji prasowej depesza podpisana nazwą firmy,

2) “materiały wtórne” – jest to informacja powielona, najczęściej skrócona wersja “materiału źródłowego”. W większości przypadków materiały powielone gubią jakąś istotną część “materiałów źródłowych” w pewnym sensie przekłamując, a w skrajnej sytuacji zakłamując rzeczywistość.

W ostatnich dniach nastąpił istny wysyp wiadomości, powstałych w oparciu o artykuł pana Zbigniewa Modrzewskiego Kuszenie księdza Palecznego wydany dnia 16 listopada 2002r. przez Super Express. W moich rozważaniach świadomie ograniczę się (uprzedzam Cię o tym Drogi Czytelniku) do opisu zdarzeń, nie odnosząc się do zamieszczanych w publikacjach not o filmie (sic!).

Na potrzeby tych rozważań zacytuję część artykułu dotyczącą dramatycznych wydarzeń w Krakowie:

Kuszenie księdza Palecznego

Ksiądz Bogusław Paleczny nie dopuścił do pokazu filmu “Ostatnie kuszenie Chrystusa”.

W czwartkowy wieczór w podziemiach kościoła pokamedulskiego na Bielanach miała się odbyć projekcja filmu “Ostatnie kuszenie Chrystusa”. Do sali pełnej studentów wpadł ks. Bogusław Paleczny, wyrwał płytę DVD z rąk obsługującego sprzęt studenta, i na oczach zdumionego tłumu połamał ją.
Projekcji nie będzie, proszę iść do domu – tymi słowami odezwał się, znany z organizowania protestów bezdomnych na Dworcu Centralnym w Warszawie ks. Bogusław Paleczny. – Zrobiłem to, aby uchronić was od grzechu. Ten film to bluźnierstwo – dodał.

Ksiądz z obstawą

Paleczny był ubrany po cywilnemu, więc organizator przeglądu, znany publicysta i krytyk Krzysztof Kłopotowski, próbował dowiedzieć się, z kim ma do czynienia. W odpowiedzi otrzymał wizytówkę.
Po chwili pojawił się proboszcz kościoła ks. Wojciech Dawidowicz [Drozdowicz wg spisu kapłanów Archidiecezji Warszawskiej (JS)]. Kiedy zorientował się, co się stało, poprosił grzecznie Palecznego o opuszczenie budynku. Wyszedł, ale podejrzewając, że organizatorzy mogą mieć jeszcze jedną kopię filmu, wrócił po pięciu minutach. Tym razem w towarzystwie czterech osiłków.
– Wyglądali jak bandyci – opowiada Agnieszka Zwierzyniecka studentka polonistyki i uczestniczka seansu. Zebrani poczuli się nieswojo. Ksiądz Dawidowicz czując, że to nie żarty, postanowił rozładować atmosferę.
– Widzę, że przyszedł pan z obstawą – zaśmiał się na widok intruzów. Ci jednak nie byli w nastrojach do dowcipów. Kiedy Paleczny upewnił się, że nie ma zapasowej kopii filmu, wyszedł razem z mężczyznami.

Filmu nie widział

– Wie pan co jest najśmieszniejsze w tej historii? Że ks. Paleczny tego filmu nie widział – odezwał się po chwili jeden ze studentów do Kłopotowskiego. – Wiem, bo go sam o to zapytałem.
Reszta zgromadzonych nie kryła oburzenia.
Jest to przejaw nietolerancji religijnej. Bo film, pomimo skandalu, jaki wywołał, jest zgodny z nauką Kościoła. Opowiada o walce pierwiastka boskiego i ludzkiego w Chrystusie – mówi Krzysztof Kłopotowski.
– Dla mnie takie zachowanie jest zupełnie niezrozumiałe, jak można tak powierzchownie traktować religię? – mówi Agnieszka Zwierzyniecka.
Ksiądz Wojciech Dawidowicz [Drozdowicz wg spisu kapłanów Archidiecezji Warszawskiej (JS)] usiłuje bagatelizować sprawę. – Nie chcę komentować zachowania ojca Palecznego. Mogę powiedzieć tylko tyle: jest kościół Palecznego, Rydzyka i jest kościół ks. Tischnera. Film miał być prezentowany w ramach przeglądu dzieł zmuszających do refleksji na temat kondycji ludzkiej i pytań o Boga.
Przez cały dzień nie udało nam się skontaktować z ojcem Palecznym. – Nie odbiera telefonu komórkowego, jeśli nie wie, kto dzwoni – poinformowano nas pod jednym z numerów widniejących na wizytówce.[…]

 

Zbigniew Modrzewski
Super Express

Tekst podkreślony – został zamieszczony dnia 18 listopada 2002 w serwisie Filmweb.pl: Polski Portal Filmowy jako wiadomość newsroom’u i opatrzony następującym tytułem: Ks. Paleczny vs.”Ostatnie kuszenie Chrystusa”.

Tekst wyróżniony na czerwono – został zamieszczony z drobnymi zmianami dnia 16 listopada 2002 w serwisie Stopklatka – Internetowy Serwis Filmowy jako wydarzenie i opatrzony następującym tytułem: Ten film to bluźnierstwo. Przerwany pokaz “Ostatniego kuszenia Chrystusa”.

Na bazie tych tekstów – “materiałów wtórnych” wywiązała się zażarta dyskusja na forum Stopklatki i FilmWeb. Oczywiście w obu umiejscowiono informację i odesłano do “materiałów źródłowych”, jednak współczesny człowiek nie ma czasu na dalsze szukanie, od razu przystępuje do wyrażania swych poglądów.

Informację tą następnie omówił Shot w Wycinkach rzeczywistości odsyłając linkiem do FilmWeb, a nie bezpośrednio do Super Expressu. Potem Chlip omówił w bestii odsyłając linkiem do FilmWeb’a za Shotem bez bezpośredniego odesłania do Super Expressu.
Pojawia się pytanie czy obaj panowie zapoznali się z tekstem źródłowym, przed napisaniem komentarza – obawiam się, że nie… Z drugiej strony mieli do tego pełne prawo!

Gdyby jednak “materiał źródłowy” przeczytali, wtedy być może Chlip uniknąłby powtórzenia stwierdzenia obawiam się, na własne oczy nie widział.. =), zawartego w “materiale źródłowym” i stanowiącego zarazem tytuł jednego z akapitów tamtej publikacji.

W przypadku Shot’a, być może nie mielibyśmy do czynienia z tak ostrym atakiem na Kościół. Przecież projekcja “Ostatniego kuszenia Chrystusa” została przygotowana za zgodą ks.proboszcza Wojciecha Drozdowicza, właśnie w podziemiach jego kościoła parafialnego. Co więcej zadbano o głębokie zrozumienie filmu poprzez osobę organizatora przeglądu, znanego publicystę i krytyka filmowego pana Krzysztofa Kłopotowskiego3 (a nie księdza czy też ojca), który jak śmiem twierdzić miał słowo wstępne, a następnie po obejrzeniu filmu miał moderować dyskusję, tak jak się to zazwyczaj w Duszpasterstwach Akademickich odbywa. Co do pozostałych wątków komentarza:

1) Argumentu o narzucaniu przez Kościół zakazu handlu w niedzielę, doprawdy nie rozumiem. Urząd Nauczycielski (Magisterium) Kościoła Katolickiego w osobie Jana Pawła II ogłosił w Watykanie, dnia 31 maja 1998r, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego List apostolski Dies Domini (Dzień Pański) do Biskupów, Kapłanów i Wiernych o świętowaniu niedzieli. Jest to dokument skierowany do Kościoła (a nie Państwa) i ukazuje głębię życia chrześcijańskiego i wynikające z niej konsekwencje. W Polsce zgodnie z Konstytucją RP prawo stanowi Sejm i Senat, a ustawy podpisuje Prezydent RP. W żadnym z tych organów nie zasiadają kapłani, ani zakonnicy, więc nie mówmy, że Kościół stanowi prawo. Natomiast osoby głoszące choćby jak LPR “genialne teorie”, że są jedynymi przedstawicielami Kościoła pozostawiam bez komentarza, aby się nie ośmieszać.

2) Zmiana nazwy ulicy nie jest decyzją hierarchii kościelnej, lecz wg prawa polskiego samorządną decyzją Rady Miejskiej! Obawiam się, że w przypadku opisanym przez Shota, mogła to być wręcz nadgorliwość radnych, pragnących przypodobać się wyborcom. W Gliwicach w z okazji Roku Prymasowskiego Rada Miejska także podjęła bardzo kontrowersyjną uchwałę o zmianie nazwy ulicy. Niestety radni nie wysłuchali propozycji o przemianowaniu części mniejszej ulicy w pobliżu kościoła katedralnego, co nie pociągnęłoby za sobą dużych kosztów (nie ma tam siedziby wielu instytucji, jak i budynków mieszkalnych). Rada Miejska okazała się “mądrzejsza” i zmieniła nazwę głównej ulicy w centrum Gliwic, doprowadzając do rozpaczy dziesiątki kupców, biur projektowych i wszelkiego rodzaju instytucji, a w następstwie do rozprawy w sądzie.

Merytoryczna dyskusja

Merytoryczna dyskusja, aby taką była, winna być oparta na faktach i materiałach źródłowych, a nie ich omówieniach. Poza tym powinna dotyczyć sedna sprawy, nie zaś jej zewnętrznych uogólnień. Czasem trzeba poddać krytycznej analizie, nawet materiały źródłowe, w tym wypadku używanie tytułu ksiądz zamiast poprawnego ojciec Kamilianin. Co więcej dziennikarz myli fakty w “materiale źródłowym”, podając błędnie nazwisko ks.proboszcza, pisząc “Dawidowicz” zamiast “Drozdowicz”!

Problemem w opisanym zajściu był człowiek, który zakłócił zgromadzenie wspólnoty, przez co w jakimś stopniu z tej wspólnoty, jakby a priori się wyłączył. Natomiast medialny bełkot, oskarża właśnie tą wspólnotę o winę za zaistniałą sytuację. Po lekturze “materiałów wtórnych i powtórnych”, można odnieść wrażenie jakoby jakaś bliżej nieokreślona grupa zbierała się w podziemiach kościoła Pokamedulskiego – bez zgody Kościoła – za co została przykładnie ukarana zniszczeniem płyty DVD. Nic bardziej mylącego! W relacjach medialnych, jest jakaś niespójność przyczynowo-skutkowa, wszak jak wykazują wszystkie materiały pomocnicze, projekcja ta odbywała się właśnie za zgodą i przy akceptacji Kościoła (sic!).

——————–
1 ks. Wojciech DrozdowiczKs. Wojciech Drozdowicz
znany sprzed wielu lat z telewizyjnego “Ziarna”, które stworzył. Następnie na misjach w Kazachstanie i Syberii. Obecnie jest proboszczem (w parafii od 1999r.) kościoła Pokamedulskiego na Bielanach pod wezwaniem Bł. Edwarda Detkensa spośród Stu Ośmiu Męczenników. Zarazem jest Duszpasterzem Młodzieży Akademickiej na Uniwersytetecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ponadto jest twórcą wielu inicjatyw otwierających kościół na świat współczesny. Są one bardzo ważne, ponieważ na terenie parafii znajdują się ośrodki nauki i wzrastania młodego człowieka: Uniwersytet Kard. Stefana Wyszyńskiego, Papieski Wydział Teologiczny w Warszawie, Akademia Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego, Archidiecezjalne Męskie Liceum Ogólnokształcące im. Bł. Ks. Romana Archutowskiego i Archidiecezjalne Gimnazjum Męskie im. Ks. Jerzego Popiełuszki.
Msze święte niedzielne gromadzą wielu warszawiaków, a “podziemie kamedułów” zaprasza na ciekawe spektakle teatralne oraz występy czołowych artystów kabaretu i estrady m.in.: Tomasza Stańki, Wojciecha Konikiewicza, Elżbiety Wojnowskiej, Antoniny Krzysztoń i wielu innych. Oprócz tego Jest inicjatorem niedzielnych koncertów muzyki sakralnej pod nazwą Arcydzieła Muzyki Sakralnej. Jego niezwykłą posługę kapłańską krótko scharakteryzował ks.Tymoteusz.

2 O.Bogusław Paleczny jest zakonnikiem Kamilianinem (MI) i dlatego mówimy ojciec Paleczny (niezalażenie od sympatii i antypatii), a nie ksiądz Paleczny jak to napisał pan Zbigniew Modrzewski z Superexpressu. Być może w swoim artykule oparł się na notce biograficznej zawartej w portalu GW (który chyba nie jest najbardziej kompetentny w sprawie nazewnictwa stosowanego w Kościele katolickim).

3 Krzysztof Kłopotowski
Na XXVII Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni 2002r. Zarząd Stowarzyszenia Autorów Filmowych przyznał nagrodę Ostrego Pióra dla najciekawszego zjawiska polskiej kinematografii. Laureatem nagrody został Krzysztof Kłopotowski. (Stopklatka)