Wspólne mieszkanie przed ślubem

Wybaczcie ale się zdenerwowałem i nie dotrzymam tego tygodnia ciszy, który w ramach rekolekcji sobie obiecałem!!! Wiem, że jestem staroświecki i być może nie na dzisiejsze czasy! Ale rozpętała się dzisiaj dyskusja o wspólnym mieszkaniu Katolików przed ślubem i czytając w niej cytowane poniżej słowa nie mogę się z nimi zgodzić:

Ludzie, no co Wy? Przecież jest 1001 powodów dla których się mieszka. […] Ja osobiście uważam, że takie mieszkanie razem bez seksu doskonale przygotowuje do małżeństwa i daje tę pewność, że to “ten” lub “nie ten” człowiek. Poza tym jest to też okazja do poznania jak się ktoś potrafi kontrolować, także w sprawach seksu.

.

Pytam więc retorycznie, to jakby nie mieszkali razem, to nie możnaby było zaobserwować tej samokontroli??? Niby nie małżeństwo, a już jak małżeństwo tylko na próbę tak na 50% bez seksu. Piękno odarte z misterium, misterium przejścia z samotnego zamieszkania do wspólnego w dniu ślubu!!!

Nie zgadzam się! Jeżeli sprawa dotyczy Katolików i dyskutują o niej Katolicy, to w tym konkretnym wypadku mamy być ŚWIATŁEM dla świata, światłem czystości!!! Na przekór światu negującemu wartość Czystości i Rodziny.

Rozwinąłbym ten wątek wspólnego mieszkania w dwóch kierunkach:
1) wspólne mieszkanie pod namiotem na polu namiotowym,
2) wspólne mieszkanie w akademiku, kawalerce etc.

ad 1) Załóżmy, że na przeciętnym polskim polu namiotowym “X” mieszkają młodzi ludzie będący odwzorowaniem polskiego społeczeństwa. Z pewnością zgodnie z danymi statystycznymi w większości namiotów mieszkają ludzie nie żyjący wg Dekalogu, być może mający już za sobą problem zrealizowanego współżycia. Na jakiej więc podstawie Ci ludzie odlegli od wiary, mają brać z nas Katolików przykład? Jak mają uwierzyć, że my w tym namiocie robimy co innego, nie mając na rękach obrączek?

Tak jakby na wakacje pod namioty nie można było się wybrać z grupą przyjaciół, choćby drugą parą, tak aby chłopcy mieszkali w jednym namiocie, a dziewczęta w drugim. Powiecie: “Nierealne, trudne”. Tak!!! To jest bardzo trudne, to jest unikanie sytuacji do dawania zgorszenia. Tak trudne i WYMAGAJĄCE jak całe Chrześcijaństwo. Jeżeli patrząc z pozycji tych osób odległych od Wiary (zakładających seks w namiotach), Katolicy mają żyć przed ślubem tak samo jak po ślubie, to na co ślub i cała Katolicka wiara??? Mamy być SWIATŁEM CZYSTOŚCI!!!

ad 2) “Życiowa decyzja” rozmowa z ks. Stanisławem Orzechowskim od 27 lat duszpasterzem akademickim przy kościele św. Wawrzyńca we Wrocławiu, opublikowana PostScriptum (LISTowy kwartalnik nr4 z 1998 roku).

[…] – Wśród studentów coraz bardziej powszechne staje się wspólne zamieszkanie przed ślubem, ale nie musi to być związane z podjęciem współżycia seksualnego. Co Ksiądz sądzi na ten temat?

– Rzeczywiście tak jest. Zaczyna się od “miłosierdzia”, on lub ona nie ma gdzie mieszkać, wprowadza się wówczas “na waleta” do swej dziewczyny czy swojego chłopaka. Myślę, że wówczas dosyć często dochodzi do współżycia. Jeżeli w tym samym pokoju dodatkowo mieszkają koleżanki, doświadczają one pośrednio pewnej formy przemocy seksualnej. Niejednokrotnie wysłuchiwałem takich skarg. Czasem młodzi mieszkają tylko we dwoje, “na próbę”. Ale w tak ważnej sprawie, jaką jest małżeństwo, nie może być próby, bo małżeństwo albo jest naprawdę, albo go w ogóle nie ma. Nie ma miłości “na próbę”, albo ona jest, albo się ją udaje. Wspólne mieszkanie przed ślubem po to, by się dopasować, jest iluzją, bo właściwie każde małżeństwo jest niedopasowane pod wieloma względami i całe lata trwa dążenie do pełnej harmonii.

Czasem spotykam się z sytuacją, że młodzi pomimo wspólnego mieszkania szanują Boże Prawo. Przypominam sobie konkretną parę, gorliwych chrześcijan, których kiedyś napomniałem, by rozważyli, czy swoją postawą nie wywołują zgorszenia, bo przecież koledzy widzą, że mieszkają razem, natomiast nie wiedzą o ich postanowieniu życia we wstrzemięźliwości. Po jakimś czasie rozmawiałem najpierw z nią, później z nim. Oboje mówili mi, że żyją w stanie ciągłej kłótni. On stwierdził nawet, że z powodu ogromnych konfliktów nie ma siły dłużej tego ciągnąć. Zmartwiłem się, bo wydawało mi się, że będzie to dobre małżeństwo. Wkrótce jednak pojąłem, jaka przyczyna leżała u podłoża takiego stanu rzeczy. Oni po prostu sypiali na jednym tapczanie. Ta fizyczna bliskość powodowała, że tych ludzi naturalnie ku sobie ciągnęło. Wiele razy wbrew swoim uczuciom musieli mówić: “nie”, ponieważ szanowali Prawo Boże. Ale pozostawały ogromne napięcia, wywołane tą, bardzo intymną przecież bliskością. Nic dziwnego, że były one rozładowywane w różnego rodzaju konfliktach. Jako duszpasterz postulowałem, by jednak wzięli ślub. Nie było ku temu żadnych przeszkód.

Na potwierdzenie tego, że właśnie wspólne mieszkanie było przyczyną tego niezdrowego stanu, z chwilą zawarcia małżeństwa wszelkie konflikty ustały. Niestety, znałem też zakochanych, którzy byli w podobnej sytuacji i na skutek ciągłych nie rozładowywanych napięć zrezygnowali z siebie, niszcząc coś bardzo pięknego. […]

=========
Nie chcę się pozbawić radości, witania kiedyś tej jednej jedynej o porannym brzasku i żegnania przy zachodzie słońca lub blasku księżyca. Nie chcę pozbawić się radości odprowadzania jej do drugiego namiotu albo do jej miejsca zamieszkania! Bo to jest radość powitania i radość pożegnania czyli oczekiwania na powitanie!!!

Jest to trudne i wiem o tym! To jest właśnie niesienie Krzyża, opieranie się na działaniu Ducha św. i dlatego tak bardzo mi się ten trud podoba w piątek — Dzień Drogi Krzyżowej.

PS
To jest moje prywatne zdanie, takie są moje przekonania. Dlatego wybacz Drogi Przyjacielu jeśli Cię uraziłem, jednak gdybym napisał co innego to bym skłamał, a Tego grzechu wobec Ciebie bym sobie nie wybaczył 🙂