Mógłby jednak ktoś powiedzieć, że w istocie wielu świętych doszło do nieba po ruinach swego ciała. Jeżeli tak było i jeżeli naprawdę byli świętymi, stało się to nie dlatego, że ich duch zniszczył ciało, ale że wskutek przenikającej ich miłości Bożej znaleźli się w położeniu, w którym wyrzeczenie się zdrowia lub nawet życia było potrzebne dla zaistnienia większego dobra.
Nie uważali swego ciała za coś złego ani nie chcieli go z tego powodu zniszczyć. Zdawali sobie sprawę, że jest dobre i pochodzi od Boga, ale wiedzieli, że miłość jest jeszcze większym dobrem niż życie, a nie ma większej miłości nad tę, która daje życie za swoich przyjaciół. Poświęcili więc życie dla miłości, dla innych ludzi albo dla prawdy Bożej. Gdyż nikt nie może stać się świętym tylko przez nienawiść do samego siebie. Świętość jest krańcowym przeciwieństwem samobójstwa.
Monthly Archives: September 2004
Jestem tchórzem
Jestem tchórzem.
Pobrzmiewa mi dzisiaj w uszach, prawdziwy komentarz nieznanej mi osoby do mojej notki sprzed 10 miesięcy.
A może by tak Piotruś Pan w końcu dorósł i przestał bawić się żołnierzykami, lalkami itp. ale stał się odpowiedzialnym za siebie i swą ukochaną mężczyznę….
A nie jak Adam w raj:” to nie ja, to ona….ona jest winna….”
Nuda to brak zainteresowania innymi, zamknięcie w egocentryzmie. Dobre – na etapie chłopca, ale potem – jak kula u nogi.
Syndrom Forrest’a
Zauważam w blogowym świecie, syndrom Forrest Gump’a. Forrest biegał sobie wzdłuż USA od wybrzeża do wybrzeża, bo mu się zachciało, a różne osoby dobudowywały do tego teorie. Pozostawały przy tym głuche na wyjaśnienia Gumpa.
Czytam w różnych blogach komentarze i zauważam ich nijaki związek z myślami zapisanymi przez blogującego. Wygląda to mniej więcej tak: blogujący pisze, kilka pierwszych komentarzy brzegowo odnosi się do jego wpisu, a potem następuje przyrost geometryczny komentarzy do komentarzy, które nie mają nic wspólnego z wpisem pierwotnym, nawet w sferze skojarzeniowej.
Wpis przyszłości w blogu powinien mieć formę “…”. Wtedy komentatorzy będą mogli się wreszcie nasycić, komentowaniem tego, co zostało bardzo wyraźnie i dogłębnie zapisane przez blogującego.
Godnie przejść przez życie
Godnie przejść przez życie i móc na końcu wypowiedzieć słowa św.Pawła:
Albowiem krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.
(2Tm 4,6-8)
PM 13.1 Nie ustawać w rozwoju
Pełnia Modlitwy – Nauka o Modlitwie
13.1 Kontemplacja
Rozmyślanie nie jest kresem naszego życia duchowego, ale jest początkiem, i kto wiernie mu się będzie przez jakiś czas oddawał, ten zacznie postępować naprzód w umiejętności modlitwy, tak iż z czasem te ramki, które ono mu zapewniało, aby ułatwić pierwsze kroki na tej drodze, staną się zbyteczne.
Zapewne, że są dusze, które się tak do ramek rozmyślania przyzwyczajają, że nie mogą inaczej modlitwy myślnej odprawiać. Należy je zostawić w spokoju i nie zmuszać do innych form modlitwy, które im nie odpowiadają; sumienne, odbywane przez całe życie rozmyślanie będzie dla nich potężnym czynnikiem uświęcenia.
Ale jakże błędnym i dalekim od tradycji chrześcijańskiej i nauki wielkich jej mistrzów byłoby żądać tego od wszystkich dusz i zatrzymywać je na tym pierwszym stopniu umiejętności modlitwy, wtedy gdy dojrzały one już do tego, aby się wznieść wyżej. Są ludzie, którzy tak słabo nauczyli się czytać, że całe życie umieją tylko sylabizować i to wodząc palcem po liniach. Nikomu jednak nie przyjdzie na myśl wszystkim radzić, aby tak czynili i o większą sprawność w czytaniu się nie starali. […]
Na tym polega istotna różnica między rozmyślaniem i kontemplacją; w pierwszym czynnik intelektualny przejawia się w formie rozumowania, w drugiej – w formie intuicji, czyli prostego wglądu w prawdy wiary. I tak pierwsze, aby być modlitwą, winno być przeniknione ze strony woli miłością, tak samo i kontemplacja winna być takim miłosnym wglądem w to, co dla człowieka jest najbardziej miłości godnym. Najpiękniejszą ilustracją tej nauki jest znana odpowiedź, dana przez owego wieśniaka, gdy go św. Jan Vianney zapytywał, co ma tak długo do mówienia Panu Jezusowi, gdy klęczy przed Najświętszym Sakramentem: Ja na Niego spoglądam, a On na mnie.
W życiu modlitwy jest wielka pokusa do samoograniczenia. Ustalamy sobie cel i do niego dążymy, a gdy go osiągniemy, osiadamy na laurach. Kiedy ktoś nas zachęca do dalszego rozwoju, wzbraniamy się, twierdząc, iż to co mamy w zupełności nam wystarcza, a chcieć więcej już nas przerasta…
Boimy się przyznać do głodu Boga!
Modlitwa – rozmowa z Bogiem, jest niekończącym się rozwojem. Gdy zasmakujemy w spokojnej modlitwie rozumowej, nie możemy poprzestać. Winniśmy z ufnością oddać się w ręce Jezusa i kroczyć dalej, ku kontemplacji Boga w otaczającym nas Świecie.
Cytatem z księgi Ozeasza na początku rozważania o. Jacek Woroniecki, zwraca uwagę, że do kontemplacji wystarcza sam Bóg. Nie potrzeba nam regułek, opasłych tomów mądrości itp. Mamy wyjść na pustynię i słuchać, co Bóg mówi w naszym sercu.
Żyjemy w miastach i miejscach, które stają się współczesną pustynią. Teraz i tutaj Bóg na mnie czeka i mówi do mnie: Spójrz na mnie, tak jak ja spoglądam na Ciebie – zagoniony człowieku.
Spójrz na Krzyż w swoim mieszkaniu, Bóg na Ciebie patrzy i czeka.