Tajemnica to nie tania sensacja (2)

Niestety nie pomyliłem się co do klasy politycznej obecnych posłów. Posiedzenie tajne, a już dnia następnego ktoś z posłów przekazał dziennikowi prawoskrętnemu stenogram tajnego przemówienia Ministra Sprawiedliwości – takie zachowanie dziennika i posłów, to nic więcej niż tylko tania sensacja.

Zastanawiam się ile lat potrzeba aby klasa polityczna nauczyła się czym jest tajemnica państwowa!, bo o tajemnicy zawodowej i tajemnicy Spowiedzi św. nie wspomnę.

Tajemnica to nie tania sensacja

Wysłuchałem dzisiaj zawiedzionych wypowiedzi posłów wszystkich opcji (PO, PSL, PiS i SLD), po tajnym wystąpieniu Ministra Sprawiedliwości. Zastanawiałem się jakie materiały uważają posłowie za tajne. Bo z jednej strony stwierdzili, że zostały podane dane dotyczące wzrostu podsłuchów itp., a z drugiej strony byli zawiedzeni, że Minister Sprawiedliwości nie opowiedział o żadnych pikantnych szczegółach.

Czy naprawdę nasi posłowie nie mają za grosz zmysłu analitycznego? Przecież publiczne ujawnienia choćby tych danych statystycznych, to wspaniały dokument dla białego wywiadu obcych Państw. Ponadto te zawiedzione wypowiedzi posłów ukazują jak bardzo upadł poziom debaty publicznej w ostatnich latach, skoro posłowie przyzwyczaili się, że Minister Sprawiedliwości powinien mieć długi język i wychlapywać wszystkie tajemnice zarówno podczas jawnych, jak i tajnych obrad.

Podsumować można to tak, nasi posłowie czują sie bardzo źle, gdy po tajnych obradach, nie mogą polecieć do dziennikarzy i wychlapać wszystkiego co chwilę wcześniej usłyszeli – cóż taka klasa polityczna, niezależnie od opcji.

Paszokwile

Paszokwile lub paszo-kwile to takie polskie ludowe paszkwile, niby prawdziwe, niby jasne, a jednak całkowicie wyssane z brudnego palca, a czasami palców.

Za co podziwiam osobiście Tuska

Każdy kto na bieżąco śledził i śledzi publikacje dotyczące sfery gospodarczej i ekonomicznej Polski, dobrze wie, iż po braku rozstrzygnięć płacowych w II połowie 2007 roku, specjaliści przewidywali kolejną falę strajkową na styczeń 2008 roku lub wczesną wiosnę. Analizy były bardzo dobitnie argumentowane, wzrastającą presją płacową w sferze firm prywatnych, a co za tym idzie równocześnie w budżetówce.

Pragmatycy z PO proponowali spokojne przeczekanie tego okresu, i dojście do władzy po upadku rządu partii wodzowskiej, który miał nastąpić po fali wyżej wymienionych strajków i wyjściu ludzi na ulice czyli anarchii. I w zasadzie patrząc na tę myśl od strony partyjnej-opozycyjnej, było to dla wielu rozwiązanie optymalne, natomiast nie dla kraju.

Tusk podjął ryzykowną politycznie decyzję samodzielnie – i winien tak być za nią oceniany, nawet jeśli mądrzy ludzie mu doradzali, przed jej podjęciem. Przekonał do wcześniejszych wyborów ludowców, którzy także woleli wybory na wiosnę, po protestach rolniczych. Przekonał też partię wodzowską do tych wyborów, co teraz – już opozycyjna partia, ale nadal wodzowska wykorzystuje z miną niewiniątka.

Słuchając kolejnych zapowiedzi strajkowych, budżetowych central związkowych nasuwa się jedno pytanie, czyją gałąź piłują liderzy central, swoją własną czy cudzą? Jeśli ci liderzy – w obecnej światowej sytuacji ekonomicznej – liczą na skokowy wzrost wynagrodzeń, to spotka ich wielkie rozczarowanie. Nawet jeśli doprowadzając do całkowitego rozchwiania emocji pracowników sfery budżetowej, doprowadzą do paraliżu kraju, to przecież od tego nie będzie więcej pieniędzy w budżecie, co najwyżej wzrośnie inflacja i spadnie siła nabywcza złotówki. To w konsekwencji doprowadzi, do znacznego ograniczenia budżetowych środków na płace – ktokolwiek dojdzie do władzy – oraz wzrostu rat za kredyty mieszkaniowe, a z kredytów na własne mieszkanie (nie myślę nawet o domu i kredytach hipotecznych) korzystają najczęściej ludzie niezamożni, często właśnie ze sfery budżetowej. Równocześnie następny rząd, jeśli będzie chciał sprostać tym żądaniom wprowadzi najprostsze rozwiązanie, wysokie podatki, dewaluacja złotówki i wyższa akcyza m.in. na paliwo.

Oczywiście jestem jak najbardziej za wzrostem wynagrodzeń w sferze budżetowej, ale do tego potrzeba odpowiedzialnych decyzji rządu, całego parlamentu i prezydenta. Mam jednak wrażenie, że występujący w TV opozycyjni strażacy, zapatrzyli się w słynnego ochotniczego strażaka podpalacza, i robią wszystko aby rozniecić jak najwięcej pożarów, w jak największej ilości miejsc, a potem pierwsi pojadą gasić, dolewając oliwy do ognia. Efekt może być taki, że w krótkim czasie wymknie się to spod kontroli, stracą na tym wszyscy, ale najbardziej sfera budżetowa, bo sfera prywatna zawsze da sobie radę, o czym zapominają przywódcy związkowi.

Donalda Tuska podziwiam za to, że miał odwagę doprowadzenia do szybkich wyborów parlamentarnych i wzięcia na siebie osobiście, następstw kryzysu roszczeniowego, jaki był spodziewany na początku 2008 roku. Czas pokaże czy jego odwaga i chęć wprowadzenia zmian systemowych, odniesie pozytywny skutek. Dla mnie ważnym jest, iż prowadzone są rozmowy, bo tylko z rozmów może wyniknąć mądre rozwiązanie.

Oczywiście rozumiem przeciwników Donalda Tuska, którzy cieszą się na samą myśl o wielkiej skali protestów i anarchii w Polsce, ale zastanawiam się, czy rzeczywiście nie dociera do nich prosta logika ekonomii, że upadek tego rządu po trzech miesiącach rządzenia, na tym zakręcie światowego cyklu gospodarczego, doprowadzi co najwyżej do marginalizacji złotówki, dalszego spadku na giełdzie i większego deficytu budżetowego.

Przespane informacje

7 grudnia 1941r. japońskie wojska zaatakowały amerykańską bazę morską w Pearl Harbor rozpoczynając tym samym wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. Wywiad amerykański alarmował administrację amerykańską o możliwości ataku w ciągu kilkunastu godzin, jednak był weekend, nie odbierano telefonów i nikt nie chciał podjąć decyzji o wypłynięciu okrętów z portu.

Po katastrofie samolotu wojskowego, okazało się, że prawie 70 lat później taki sam obyczaj panuje w polskiej administracji prezydenckiej.

Aż trudno uwierzyć, że piloci wojskowego samolotu, jakim jest samolot transportujący Prezydenta RP, nie wiedzieli o tragedii swoich kolegów, skoro wszyscy o tym mówili w mediach i jak można sobie wyobrazić w eterze lotniczym. Myślę, że ktoś z administracji prezydenckiej zlekceważył rozmiar tragedii, i tutaj jest prawdziwa przyczyna zamieszania – po prostu przespano informacje, a teraz szuka się winnych zaśnięcia.

Przypomniałem sobie także informacje o wizytach zagranicznych prezydenta USA i premiera Wielkiej Brytanii, którzy zawracali w trakcie podróży do innego państwa, w związku z tragicznymi wydarzeniami we własnym kraju. Wszystko można uczynić, ale trzeba mieć odwagę do podejmowania decyzji, niby niewiele, a jak wiele.