Zastanawiam się skąd katoliccy politycy (niezależnie od reprezentowanej partii) biorą energię do wypowiedzenia świadomie kolejnego kłamstwa. Kto ze spowiedników ma odwagę im ten grzech nałogowy każdorazowo odpuszczać? Gdzie realizacja 5 warunków dobrej spowiedzi?
A może politycy przyjęli inny standard spowiedniczy?
Nie wiem, natomiast boleję nad wszędobylskim kłamstwem, które ma tak krótkie nogi, że zwykły analityk dostrzeże kłamstwo danego polityka czytając jego różne autoryzowane wypowiedzi w odstępie kilku tygodni.