Gdy człowiek się urodzi, cieszy się życiem i nie wyobraża sobie śmierci…
Gdy człowiek widzi jak odchodzą najbliżsi i przyjaciele, zaczyna się buntować przeciwko śmierci i Bogu…
Gdy człowiek widzi, że śmierć u proga, zaczyna pragnąć przemiany, chce się przygotować na spotkanie i godnie przeżyć ostatnie ziemskie tchnienia… Dlaczego nie miałbym zacząć już dziś żyć tak, jakby to jutro był dzień mojej śmierci, czyli z jednej strony całkowicie przeżywając życie, a z drugiej strony żyjąc w zgodzie z sumieniem? Gdy sobie uświadomię, że w każdym moim działaniu jest przy mnie Ojciec i Matka, to jakoś łatwiej jest mi omijać rafy grzechu. I choć ziemska Matka i Ojciec pozostają gdzieś w odległym domu, gdy sam jestem: w pracy, na wyjazdach, studiach, imprezach, spotkaniach, to Ojciec Przedwieczny i Matka Boża są zawsze przy mnie.
Gdy odpływam w stronę grzechu i zda mi się iż nikt tego nie widzi, że to tylko taka drobnostka do kolejnej Spowiedzi św., że rodzice się nie dowiedzą… to wtedy staje mi przed oczyma oblicze Ojca Miłosierdzia i zapłakana twarz Matki – Pani Radości…
On zawsze widzi (gdy człowiek myśli, iż nikt go nie widzi), a gdy upadamy, od razu zaprasza nas do powrotu, przez Jego nieskończone Miłosierdzie w Sakramencie Pokuty i Pojednania…