Zwykliśmy liczyć na cud

Zwykliśmy liczyć na cud, a gdy go nie ma to mamy pretensje do całego Świata.

A może już najwyższy czas usiąść na d… i zabrać się do pracy i tworzenia Dobra Wspólnego.

W całej pajacowatości PR życia publicznego szczególnego wymiaru nabiera wizyta Premiera na godzinę przed meczem u naszych piłkarzy, tak jakby piłkarze nie potrzebowali czasu na koncentrację i odejścia od bezsensownej polskiej polityki. Cóż cztery lata temu Prezydent chciał się promować piłkarzami, teraz Premier a efekt w obu przypadkach taki sam.

Do piłkarzy nie mam pretensji za wczorajszy wynik, oni zachowują się tak jak politycy i większość społeczeństwa, czyli nie potrafią spojrzeć do przodu, nie mają odwagi wypłynąć na głębię i uwierzyć, że wspólna praca i kompromis dają wielki plon.

Coraz więcej dzieci i młodzieży miga się od zajęć z wychowania fizycznego, coraz więcej przeciętnych młodych polskich piłkarzy jest opłacanych na poziomie europejskim, bo prezesi klubów myślą tylko o autopromocji.

Przytoczony przez Lubańskiego i Szarmacha fakt rozmowy przez komórki około sześciu piłkarzy na chwilę przed meczem, przypomina mi chóralne przygotowania do koncertów konkursowych. Jest w nas jakaś taka mentalność zwycięzców przed startem, lekceważymy nadchodzące wydarzenie, bo przecież jesteśmy profesjonalistami i zaraz się skupimy i patałachów pokonamy, gdy tymczasem amatorzy chóralni wyciszają się i powtarzają jeszcze raz w myślach swoje solówki… Na konkursie efekt jest widoczny po pierwszych taktach, amatorzy dają z siebie wszystko, bo dla nich jest to występ życia, a dla nas… jest to tylko kolejny występ.