Mobile

Muszę przyznać, że w sytuacjach ekstremalnych czytanie internetu przy pomocy gmail/mobile i przeglądarki telefonicznej, jest rozwiązaniem optymalnym.

Duchowe uspokojenie

Dzisiaj było nam dane rozświetlić niedzielną liturgię obecnością u oo.Dominikanów w Krakowie. Opisać to miejsce w kilku słowach jest niebywale trudno, może najpełniej oddają ten stan słowa wpłynięcie w Liturgię.

W cotygodniowym życiu parafialnym najbardziej brakuje tego wpływania w Liturgię, w jej mistykę. Zbyt często jest to gromadne wbiegnięcie i wybiegnięcie.

A pełni szczęścia dopełniła spokojna oprawa muzyczna i spotkanie z Przyjaciółmi, którzy trwają w wierze.

Promocja życia czy śmierci?

Współczesne reklamy pokazują uśmiechnięte twarze dzieci, ich radość (mniej lub bardziej udawaną na potrzeby reklamy) i spokój, to ma przekonać rodziców i nie tylko rodziców do zakupu różnych produktów, zgodnie z zasadą przyszłość przed Tobą stoi otworem – zainwestuj w nią.

Natomiast reklamy ochrony życia pokazują pokrwawione zwłoki dziecięce, wizje piekła i jemu podobne, nie ma w nich radości, oczekiwania na życie i ciepła. Tak jakby promocja ochrony życia miała zostać zbudowana na cywilizacji śmierci. Jak taki rodzaj “reklamy” ma przekonać, tych którzy zeszli na złą drogę, jak ma ukazać wahającym się piękno macierzyństwa i ojcostwa.

Reklama produktu ma w sobie więcej zachęty do życia, niż reklama nowego życia poczętego, czy to aby nie błąd?

Przypominam sobie pewien koncert ruchu prolife z początku lat 90-tych (w którym miałem przyjemność brać udział). Cały koncert był pomyślany jako radosne spotkanie z nowym życie, ukazanie tych rozbieganych zwykłych dzieci, czasem zanadto rozkrzyczanych, ale zarazem jedynych w swoim rodzaju – bo pełnych światła i radości. Czy aby to nie jest najlepsza droga do promocji życia?

Do życia najbardziej – moim zdaniem – przekonują normalne polskie rodziny, które każdego dnia wieczorem z pokorą przyznają się do porażek i szukają wspólnie rozwiązań na dalszą drogę w obliczu Boga. To właśnie przyglądając się takim rodzinom, ich radości życia można zrezygnować z tego co zdradliwe i zabijające.

Dobro rodzi dobro – tego jestem pewien, a czy zło rodzi dobro – wątpię.

A miał nas wyratować

Wysłuchałem gwiazd zarządajacych polską piłką nożną i wyciągnąłem następujący wniosek. Zdaniem działaczy największą winą trenera Leo Beenhakkera jest to, że nas nie zbawił i nie wyratował. Najbardziej rozbawił mnie gniew działaczy, że Leo nie przygotował im tabelek tylko opowiedział o potrzebie reorganizacji szkolenia młodzieży.

Jakoś nie mogę zrozumieć naszych działaczy, gdzie leży wina Leo? Czy on miał nauczyć piłkarzy podawać celnie piłkę na ponad 20 metrów, skoro przez całe życie piłkarskie się tego nie nauczyli? Czy miał stworzyć cud wybitnej polskiej piłki klubowej, rozsyłając bio-prądy z reprezentacji? Można porównywać holenderskich trenerów Rosji i Polski, ale nie można porównywać klubów z ligi Rosyjskiej i Polskiej, bo to dwa różne światy, tak jak i zawodnicy grający w tych klubach.

Niestety bardzo mało młodzieży uprawia czynnie sport, w tym piłkę nożną. Jedyna pozycja na której wygrywa ambicja i trening indywidualny to pozycja bramkarza i tutaj sztabowi Leo nie można nic zarzucić, bo bramkarze nie zawiedli.

Zastanawiam się czy doczekam jeszcze czasów gdy polski piłkarz, grający w polskiej lidze będzie umiał dokładnie podać piłkę na ponad 20 metrów. To naprawdę jest podobno możliwe, przynajmniej Leo w to wierzy i zauważa problem.

Natomiast działacze? Oni potrzebują tabel, a na koniec nie potrafią nawet dokładnie przygotować ostatecznej wersji tabeli zespołów startujących w nowych rozgrywkach ligowych.

Płynie więc w Polskę pieśń z Warszawy “A miał nas wyratować…” i moglibyśmy dalej nic nie robić.

Nie zabijaj a nie wolno

Pan Bóg przemówił przez Dekalog, przemawiając jako Abba (Tatuś) do człowieka słowami:

Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie mów fałszywego świadectwa przeciwko bliźniemu swemu…

A przecież mógł powiedzieć dyplomatycznie: “zabijaj inaczej, cudzołóż inaczej, mów fałszywie inaczej…”

Rodzic przemawia do małego dziecka słowami:

nie wolno bawić się gniazdkiem, bo tam mieszka Pan Prąd…

Zamiast siłowego chwytania za ręce i trzymania w krzesełku.
Jakże naturalnie przychodzi nam na myśl negacja gdy chcemy z miłością ukazać dziecku właściwą drogę.

Czy więc Dekalog jest negacją, czy też lekcją pokory i miłości?