Kurs pomałżeński

W ostatnim czasie stwierdziłem, że coraz częściej katolicy przychodzą do kościoła na kursy pomałżeńskie. Najpierw przez 5lat mieszka się razem prawie tak, jak dobre małżeństwo, a potem uczęszcza na kurs.

Wierni często narzekają na formułę kursów przed(po-)małżeńskich, bo cóż nowego może powiedzieć im kapłan i świeccy. Kapłan jako spowiednik ma tą wątpliwą przyjemność, znania nazbyt wielu – jak się obawiam – szczegółów z życia małżeńskiego osób spowiadających się, jak i przychodzących do niego po radę jako opiekuna duchowego. Świeccy mają za sobą własne życie, przebyte kursy specjalistyczne i lata doradzania rodzinom.

I tak sobie wspominam znajomych, dla których szokiem była znajomość tajników życia małżeńskiego przez ojca benedyktyna Karola Meissnera a zarazem lekarza. Wspominam także słowa doradcy rodzinnego, który opowiedział o młodych, którzy na temat pożycia nie chcieli rozmawiać, bo to świńskie tematy, wstali i wyszli. Tak jakby znajomość rytmu i funkcjonowania własnego ciała była złem.

Nie trzeba być trędowatym, aby leczyć z trądu.

A na koniec taka smutna myśl, małżonkowie przypominają sobie kurs przedmałżeński i obecność na nim kapłana, gdy podejmują próbę uznania małżeństwa za nieważne. Tak, wtedy obecność kapłana i jego znajomość problemów małżeńskich nie stanowi już żadnej przeszkody, ani wymówki, byle pomógł uznać małżeństwo za nieważne i poprowadził do kolejnego ślubu kościelnego, bo są potem piękne zdjęcia.

Radość

Radością jest mówienie prawdy o własnym życiu gdy inni pytają o nie.
Radością jest spoglądanie w przeszłość i odkrywanie na nowo radości przeżytych dni.
Radością jest tu i teraz, najwspanialsza i najpiękniejsza Kochająca Żona i dar od Boga nasz ukochany syn Michał Dominik.

Wiary nam trzeba

Nie polityki w sosie katolicko-narodowym, lecz wiary i modlitwy nam trzeba.

I tak z boleścią w sercu czuję, że w czasach PRL’u ludzie mieli mniej nienawiści w sercu i więcej modlitwy za wrogów, niż obecnie.

Gdzie się podziała wiara, nadzieja, miłość i przebaczenie, gdzie?

Czy rzeczywiście jest dobrze?

Jak twierdzą rządzący w Polsce jest dobrze, a nawet lepiej niż dobrze, nie ma problemów z gospodarką dlatego kopie się na klepisku lustracyjnym.

Dzisiaj miałem możliwość uwiarygodnić tę tezę, otóż w osiedlowym sklepie mięsnym pozostała już tylko jedna ekspedientka, reszta wyjechała do pracy za granicę. Wg relacji ekspedientki nie ma chętnych do pracy w sklepie, i jak zachoruje to sklep będzie nieczynny do jej powrotu z chorobowego.

Jest aż tak dobrze, że młodzi sprzedawcy nie widzą nadziei na pracę w Polsce. SUPER idiota chciałby krzyknąć, przerażające powie zatroskany człowiek.

Jest dobrze, płaszczyznom oblepiającym dębowe stołki rządowe.

Pesel a Śląska Kasa Chorych

Usłyszałem wczoraj, że lekarze w całym kraju mają obowiązek wpisywania od 1 lipca PESEL’u na receptach. I zadumałem się nad mądrością tego rozporządzenia. Bo o ile w Śląskiej Kasie Chorych obecnie Śląskim NFZ skomputeryzowano proces wypisywania recept, z automatycznym nadrukowaniem kodu kreskowego i PESEL’u z karty chipowej pacjenta, o tyle w pozostałych NFZ trwa medyczna kaligrafia.

Nie mam pojęcia w jaki sposób NFZ i Ministerstwo zdrowia chce odczytywać PESEL’e pisane ręcznym pismem na tysiącach, milionach recept – być może powstanie nowa armia urzędników grafologów.

To rozporządzenie PESEL’owe miałoby sens, tylko wtedy gdyby w całym kraju wprowadzono komputerową ewidencję pacjentów i usług medycznych. Jak na razie to jedynie utrudnienie pracy lekarzy, którzy muszą wypełniać kolejną rubrykę – w zasadzie bez celu.

“Więcej światła!” chce się dzisiaj powiedzieć do wydających rozporządzenia, “Więcej światła!”