Mam taką dziwną przypadłość. Notorycznie gubię różańce. Gdzie nie pojadę, tam gubię kolejny różaniec (dawniej miałem tak ze szkaplerzem i krzyżykiem)… Czasem po kilku dniach korzystania z techniki palcowej odnajduję swój różaniec. Chwilami mnie to już przerasta. Staram się być skrupulatny, pamiętam kiedy miałem go ostatnio w rękach, gdzie włożyłem i pustka…
Tak było w pociągu na trasie z Ostrowa Wlkp., tak było w Szwajcarii i Włoszech, zgroza…
W ostatnich dniach, przyjechałem do Jarosławia chcę zacząć odmawiać różaniec, a tutaj znowu pustka, nigdzie nie ma mojego różańca, a przecież dopiero co go w Gliwicach używałem!!! Dobrze, że mnie poratowano różańcem… Wróciłem do Gliwic wziąłem kolejny i już się boję gdzie ja go znowu zgubię…