PM 1.3 Modlitwa na wadze z pracą

Pełnia Modlitwy – Nauka o Modlitwie
1.3 Rola modlitwy w doskonałości chrześcijańskiej

Kto prawdziwie dąży do doskonałości synów Bożych, ten powinien umieć właściwie wymierzyć swym życiu stosunek miłości aktualnej do habitualnej – modlitwy do życia. Stosunek ten nie jest ten sam dla wszystkich; przeciwnie, jest on czymś nadzwyczaj indywidualnym i każdy sam musi go sobie wymierzyć. Nawet w życiu zakonnym, w którym modlitwa dużo więcej miejsca zajmuje niż w świecie, jest on bardzo rozmaity, zależnie od celów i właściwości poszczególnych rodzin zakonnych. […] Tym bardziej więc ludziom, żyjącym w świecie, nie można jakiejś jednej miary czy normy postawić, ale każdy musi ją sobie sam ustalić, biorąc pod uwagę obowiązki stanu, potrzeby duszy, trudności, jakie w życiu moralnym napotyka, i te szczególne natchnienia, które mu Pan Bóg daje.

Jak właściwie rozłożyć ciężar na wadze życia pomiędzy modlitwę i pracę tak, aby zawsze duchowe wnętrze odczuwało równowagę?

Każdy etap życia wymaga zadawania sobie pytania, o proporcje modlitwy i wykonywania obowiązków życia chrześcijańskiego. W dzieciństwie modlimy się do Bozi i bawimy się pod troskliwym okiem rodziców. W młodości zaczynamy poszukiwać Boga, pytamy, buntujemy się i odkrywamy, studiujemy naukę i przygotowujemy się do pracy. W wieku dojrzałym praca zaczyna przeważać szalę, coraz więcej obowiązków i coraz mniej czasu na modlitwę i rozmowę z Tatusiem (Abba).

Rekolekcje parafialne, osobiste, wspólnotowe – niezbędny czas badania na nowo, gdzie jestem w moich relacjach modlitwy i obowiązków? W moim odczuciu, prawdziwa modlitwa uczy pracy, a zaangażowana praca uczy modlitwy, dopełniając się wzajemnie.

Czy warto być jako “syn cieśli” – i z cierpliwości w pracy, czerpać mądrość wytrwałej modlitwy?

Plany Boże są piękne, a człowiek ślepy!

Potem Pan Bóg rzekł: “Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc”.

dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało.

Plany Boże są piękne, a człowiek ślepy!

Marność

Tak, życie jest

marnością nad marnościami, wszystko jest marnością

(Koh 1,2) jeżeli chcemy o wszystkim decydować… Gdy jednak jesteśmy świadomi swoich ograniczeń i ułomności, wtedy zaczyna się radość życia.

Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej, a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej. I chodź drogami serca swego i za tym, co oczy twe pociąga; lecz wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg! Więc usuń przygnębienie ze swego serca i oddal ból od twego ciała, bo młodość jak zorza poranna szybko przemija.

Tak sobie myślę, że ten kto ma odwagę cieszyć się i radować, pozostaje młodzieńcem na zawsze, nieprawdaż Tomku 🙂 Smutek jest tą marnością, albowiem w nadziei jesteśmy już Zbawieni!

Najwyższy kunszt artystyczny

Najwyższy kunszt artystyczny, polega na umiejętności oceny momentu, w którym należy zejść ze sceny. Każda publiczność ma swój własny rytm odczuwania, podobnie jak każda sala koncertowa ma swoją akustykę.

Prawdziwy artysta nie zejdzie ze sceny za wcześnie, ponieważ mógłby przerwać tą delikatną ciszę, w której słuchacze jeszcze trwają w muzyce, choć jej już nie ma. Zarazem nie zejdzie ze sceny za późno, ponieważ wie, iż samouwielbienie nie wymusi dodatkowych oklasków. Co więcej przedłużając tę chwilę, mógłby zejść w momencie, gdy publiczność będzie już opuszczać swoje miejsca.

Ciekawe jak to jest w życiu, czy także tutaj obowiązują podobne zasady… Kiedy człowiek powinien zejść ze sceny i pójść za kulisy, tak aby z jednej strony publiczność odczuwała głód muzyki, a zarazem nie była nią znudzona?

Ja nie wiem, a Ty? Może mi doradzisz… Coraz mocniej odczuwam, chęć do zejścia ze sceny i spokojnego życia za kulisami 🙂

Tylko czy życie za kulisami, bez dzielenia się sztuką i muzyką, jest w ogóle życiem dla artysty?

Bóg mnie kocha

Łapię się często na tym, że bardzo mocno potrzebuję wewnętrznie potwierdzenia, że choć jedna osoba mnie kocha, miłuje. Z jednej strony jest wiara Bóg mnie kocha ale to jest wiara, a ja jestem człowiekiem i potrzebuję takiego zwykłego namacalnego odczucia miłości – rzekłbym dotknięcia. Dotknięcia w jego misterium prostego dotyku, gdy ktoś kładzie rękę na ramieniu albo podaje dłoń na powitanie.

Dzisiaj odczułem bardzo mocne dotknięcie, gdy zdałem sobie sprawę, że Papież mnie kocha, każdego kocha i mnie też… Kiedy podczas środowej audiencji, z bolesnym cierpieniem wypowiadał słowa… i przerywał czując ból – z tego bólu, aż szepnął po polsku “Jezus Maryja”… – i kontynuował. Papież tchnął prawdziwą miłością

umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował

(J 13, 1).

Wiara potrzebuje zwykłego, życiowego dotknięcia miłości drugiego człowieka, inaczej wiara – zda się – pozostaje wyobrażeniem o wierze, a nie wiarą. Bo jakże nie kochając kogoś widocznego obok, można kochać niewidocznego Boga?

Dopiero po tym dotknięciu miłości mężczyzny do kobiety, kobiety do mężczyzny, człowieka do człowieka, można szczerze śpiewać:

Dotknął mnie dziś Pan,
i radość ogromną w sercu mam.
Z tej radości chcę
śpiewać i klaskać w dłonie swe
więc wszyscy razem chwalmy Go
za to że trzyma nas ręką swą.

Bóg kocha nas, trzymając nas realnie dotykiem i ręką człowieka. Jednak dotyk jest relacją dwustronną, rodzącą pytanie, czy i ja potrafię dzielić się dotykiem, a może tylko czekam na dotknięcie?

Bardzo trudne pytanie… Może powinienem zacząć od modlitwy za Jana Pawła II-go na Różańcu św., aby poprzez jego paciorki dotknąć i przynieść ulgę, bolesnemu cierpieniu Papieża i Chrystusa… i równocześnie dzielić się dotykiem z tymi co wokół, ale czy to nie będzie molestowanie?