Czytanie książek – moja największa słabość

Czytanie książek, moja największa słabość, i oto znowu coś. Inny Świat, w krótkiej recenzji w merlin.pl czytelnik napisał:

Myślę, że tę książkę powinien przeczytać każdy, aby zobaczyć, jak silne może być okrucieństwo człowieka, a także żeby ustrzec przyszłe pokolenia przed popełnieniem podobnego błędu.

W moim osobistym odczuciu, jest to wspaniała i ponadczasowa książka. Herling-Grudziński ukazał w niej zezwierzęcenie człowieka. Ukazał okrutny czas, zda się bez Boga, gdy wolna wola zostaje zastąpiona zwierzęcymi odruchami. Poniżej jeden z bardziej wstrząsających opisów, łamania ludzkiej godności… Pułapki XX wieku, zda się zawsze takie same…

W parę tygodni po moim przyjeździe do obozu – o ile mnie pamięć nie myli, w styczniu 1941 roku – przyszła etapem z więzienia młodziutka Polka, córka oficera z Mołodeczna. Była naprawdę śliczna: smukła i wiotka jak kłos chwiejący się na wietrze, o dziewczęco świeżej twarzyczce i maleńkich piersiach, ledwie rysujących się za granatową bluzeczką mundurka gimnazjalnego. Jury złożone z “urków” oceniło młodą klaczkę bardzo wysoko i nazywało ją odtąd – prawdopodobnie dla zaostrzenia swego proletariackiego apetytu – “generalską doczką”. Dziewczyna trzymała się jednak świetnie: wychodziła do pracy z podniesioną dumnie główką i błyskawicami gniewnych spojrzeń przeszywała każdego mężczyznę, który ośmielił się do niej zbliżyć. Wracała wieczorem do zony trochę pokorniejsza, ale dalej nieprzystępna i skromnie wyniosła. Prosto z wartowni szła do kuchni po zupę i nie wychodziła już nigdy z baraku kobiecego po zmroku.

Wyglądało więc na to, że nie wpadnie tak łatwo w sidła nocnych łowów, a możność złamania jej głodem przy pracy utrudniał fakt, że przydzielona została do mieszanej kobieco-inwalidzkiej brygady 56., która na bazie żywnościowej przebierała jarzyny lub łatała worki. (Więźniowie z 56. nie mieli wprawdzie dostępu do naszych źródeł kradzieży, ale praca ich była stosunkowo lekka). Nie znałem jeszcze wówczas na tyle obozu, aby móc przewidzieć, jak się ta cicha walka skończy, toteż bez wahania przyjąłem zakład o pół pajki chleba z inżynierem Polenko, zawiadowcą składu jarzyn na bazie, że dziewczyna nie ulegnie. Cała ta gra podniecała mnie w sposób, że tak powiem, patriotyczny – zależało mi na tym, żeby barwy biało-czerwone załopotały dumnie na maszcie zwycięskiej cnoty. Po siedmiu miesiącach pobytu w więzieniu ani mi w głowie były jeszcze kobiety i naprawdę skłonny byłem uwierzyć pogróżkom sędziego śledczego, że “żyć będę, ale przespać się z kobietą nie zechcę”.

Wykorzystując swą pozycję tragarza zaprzyjaźnionego z “urkami” zagrałem więc nieuczciwie wobec Polenki i przedstawiwszy się dziewczynie jako student z Warszawy (żeby uniknąć pozorów mezaliansu), zaproponowałem jej fikcyjne małżeństwo, które w ramach etyki obozowej uchroniłoby ją na pewien czas od łapanki przez osobliwe ius primae noctis. Nie pamiętam już teraz, co odpowiedziała, ale musiało to być coś w rodzaju “jak pan śmie”, bo dałem za wygraną. Polenko dostał ją do składu jarzyn i pilnie doglądał, żeby nie kradła nadpsutych marchewek i solonych pomidorów z beczek. Mniej więcej w miesiąc po zakładzie przyszedł wieczorem do naszego baraku i bez słowa rzucił na moją pryczę podarte majtki kobiece. Odważyłem mu dokładnie, i również w milczeniu, pół pajki chleba.

Odtąd dziewczyna odmieniła się zupełnie. Nie spieszyła się jak przedtem po zupę do kuchni, ale wróciwszy z bazy, goniła się po zonie do późnej nocy jak nieprzytomna kotka w okresie marcowego parzenia. Miał ją, kto chciał, pod pryczą, na pryczy, w separatkach techników, w składzie ubrań. Ilekroć mnie spotykała, odwracała głowę, zaciskając konwulsyjnie usta. Raz tylko, gdy zaszedłszy przypadkowo do składu kartofli na bazie, przyłapałem ją na kartoflisku z brygadierem 56., garbatym pokurczem Lewkowiczem, wybuchnęła spazmatycznym płaczem i wracając wieczorem do zony, tamowała łzy dwiema drobnymi piąstkami. Spotkałem ją dopiero w roku 1934 w Palestynie. Była już zupełnie starą kobietą. Zmęczony uśmiech na pomarszczonej twarzy odsłaniał szczerby w spróchniałych zębach, a przepocona koszula drelichowa pękała od dwóch obwisłych piersi, wielkich jak u karmiącej matki. […]

Gustaw Herling-Grudziński – Inny Świat

Choć Grudziński opisuje zachowanie kobiety, problem tak samo dotyczy mężczyzn. Zarówno kobiecie jak i mężczyźnie, wielokroć wydaje się, że kontrolują daną sytuację, rzeczywistość. Są pewni swoich zachowań, powoli w tej pewności zaczynają tracić naturalne wyczucie obecności zła i ludzkiej słabości. Zostają jakby porwani ułudą panowania nad światem i otaczającymi ich ludźmi. Jednak najczęściej jest odwrotnie, to otaczający świat i ludzie, przejmują nad nimi kontrolę i zaczynają wymuszać grzeszne zachowania. Człowiek zagubiony szuka wytłumaczenia i usprawiedliwienia swojego położenia, poprzez uproszczenie wartości i wymagań względem samego siebie. Wtedy następuje upadek z wielkim hukiem. Czasami naturalna wrażliwość i wyczucie zła powraca, jednak jest już wtedy najczęściej za późno. Dobrze, że śp.Grudziński zapisał te słowa ku rozwadze następnych pokoleń.

Najszlachetniejszy człowiek może upaść, kiedy zacznie wierzyć, iż jego wola – sama z siebie – nigdy nie ulegnie pokusie, a ludzie będą zawsze posłuszni jego urokowi. Jesteśmy grzeszni, nie wolno nam o tym zapominać, inaczej upadając będziemy mówili, że to nie grzech tylko zabawa – no limits.

Człowiek ma kochać przez całe życie

Dzisiaj świętych Cyryla i Metodego patronów Europy obok św.Benedykta. Warto by o tym pamiętać w ślepej pogoni za tym co promują media w dniu dzisiejszym.

Człowiek ma kochać przez całe życie, a nie tylko raz do roku 🙂

Rozmowy z ludźmi zdumiewają

Rozmowy z ludźmi zdumiewają. Ludzie potrafią się obawiać takiej daty jak dzisiejsza, bo to 13-go piątek… Z tego powodu wykonują różne sztuczki, aby tylko odwrócić fatum. Czynią tak także Ci, co mówią iż są wierzący…

Zastanawiam się dlaczego dzień śmierci i Sądu Ostatecznego, nie napawa ich już żadnym lękiem, lub choć proporcjonalnym lękiem do tego lęku, o wydarzenia w piątek 13-go.

Ja dzisiaj miałem piękny dzień, wreszcie spotkałem lekarza, który zechciał mnie doprowadzić do zdrowia.

Lista leków

Plan na najbliższy tydzień:
Dalacin C 4×1
Enterol 250 1×1 (2x)
ACC 600 1×1
Atecortin 2×3
Mucofluid 4×1

Grunt to mieć dobre didaskalia i zawsze pod ręką 🙂

Żyjemy w czasach wielkiego zwątpienia

W głowie człowieka pojawiają się różne myśli. Znajomi starają się, te myśli przegonić z naszej głowy. Jednak myśli natarczywie powracają, szukając odpowiedzi i umocnienia. Po jakimś czasie wpada do ręki książka, w której – Mędrzec naszych czasów – o.Salij OP, umacnia i upewnia mnie, w prostocie moich myśli. Oby było jak najwięcej takich książek, i abyśmy chcieli je czytać!!!

Żyjemy w czasach wielkiego zwątpienia w możliwość poznania prawdy ostatecznej. […]

Zwątpienie co do prawdy ostatecznej systematycznie utrwalane jest za pomocą nowomowy, wypracowanej przez współczesną mentalność demokratyczną. Tym się ona różni od nowomowy używanej w systemach totalitarnych, iż nie widać, żeby była komukolwiek narzucana na siłę. Toteż czujność wobec niej jest praktycznie żadna i z łatwością staje się ona naszym własnym językiem, gruntownie wypaczającym nasz ogląd rzeczywistości. A że nowomowa ta króluje w mass mediach, tylko ludzie nadzwyczajnej samodzielności i dojrzałości duchowej mogą się przed nią uchronić. […]

Miłość, prawda, wolność nie oznaczają już w naszej nowomowie ani w naszej świadomości tego, czym są naprawdę. To samo trzeba powiedzieć o takich pojęciach, jak dialog, pluralizm, tolerancja, prawa człowieka i wielu innych podstawowych pojęciach, których prawidłowe rozumienie mogłoby nam pomóc w naszym poszukiwaniu prawdy ostatecznej i ponad doczesnego sensu naszego życia.

Miłość w dzisiejszej nowomowie to raczej uczucie niż postawa moralna, raczej nieliczenie się z prawem moralnym niż jego najwyższy przejaw, raczej aprobata dla egocentryzmu niż poświęcenie się dla osoby kochanej. Podobnie przeinaczamy samo nawet pojęcie wolności: ileż to razy odwołujemy się do niego, kiedy próbujemy usprawiedliwić moralną anarchię, natomiast naturalną celowość wolności, czyli jej ukierunkowanie ku prawdzie, potrafimy piętnować jako jej zagrożenie albo nawet zaprzeczenie. […]

Podobnemu przeinaczeniu uległo pojęcie tolerancji. Tolerancja nie jest już dzisiaj uszanowaniem obcego, również wówczas, kiedy on błądzi; stała sę obowiązkiem akceptowania błędu, nawet jeżeli zabija on twoje rodzone dziecko.

o.Jacek Salij OP – Nasze czasy są O.K.
s.59-61