Zastanawiam się jak to jest z Cudami. Dlaczego w pewnych epokach lub środowiskach są bardziej widoczne, a w innych nie.
I tak sobie myślę, że z jednej strony potrzebna jest do tego wiara Apostołów, tak jak zapisano to na kartach Ewangelii. Potrzebna jest moc Chrystusa płynąca z Apostołów, dzięki ich modlitwie i postom.
Z drugiej strony potrzebne jest współdziałanie człowieka proszącego o Cud. Moc taka widoczna jest w dialogu wiernych błagających za wstawiennictwem św.Rity (patronki od spraw beznadziejnych) czy też św.Jacka. Prości ludzie są nieustępliwi, od początku wierzą, że Cud jest możliwy, a gdy się nie spełnia, to powracają na modlitwie do tych świętych i z wyrzutem przynaglają ich do działania.
Patrzę tak sobie na moje postrzeganie życia, i sposób w jaki proszę o Cuda. I tak sobie myślę, że zbyt często jestem formalistą, czyli zanoszę prośby, ale nie jestem rozczarowany gdy coś się nie dokonuje. A przecież powinienem ufać, że Cud się na pewno dokona. Chodzi mi o Cud prawdziwy, taki w którym nasze prośby są przepalone Chrystusową miłością i mądrością.
W hagiografii św.Jacka można przeczytać o kobiecie, której zdechła jałówka, a ona dwa razy szła z ufnością i przekonaniem do grobu św.Jacka, że jałówka ożyje. Szła ponieważ jak to by mogło być, aby Święty nie mógł czegoś uprosić!