Człowiek, który w życiu posiada cel i podąża naprzód, podlega ciągłej ocenie obserwatorów. Obserwatorzy z szybkością błyskawicy dostrzegą każdy upadek, potknięcie – bo to się nadaje do opowiadania (ostatnio pastwią się nad tym jak Adam Małysz upadł i jego wizytami lekarskimi, zamiast pozwolić mu odpocząć). Natomiast z dużym opóźnieniem zauważą wzrost, sukces – bo to mało ekscytujące. Obserwatorów nie interesuje ukształtowanie terenu życia, wokół obserwowanego człowieka. Nie poszukują przyczyn upadków i wzlotów. Interesują ich tylko skutki i kisielowe (od tej siódmej wody po kisielu) wnioski na przyszłość.
Dlaczego obserwatorzy nie upadają i nie wzrastają, lecz – według samych siebie – są idealni i ponad resztą społeczeństwa? Odpowiedź jest prosta, obserwatorzy stoją w miejscu i nie podejmują żadnych działań. Nie podejmują ryzyka przemiany życia i nie kroczą ani naprzód, ani w tył. Wolą pozostać w swoim świecie papierowych domków i oceniać człowieka, który upadł…
Człowiek spogląda z głębokiej doliny upadku, na odległy Krzyż i kroczy dalej…
Obserwator pozostaje w miejscu, bo cień pewności siebie, przesłonił mu Krzyż…
Największym problem obserwatora, jest niemożność dostrzeżenia i uwierzenia, iż człowiek patrzy na świat innymi oczami. Wtłacza więc obserwator swoją wizję świata w życie człowieka i mówi, “dlaczego nie stoisz w miejscu, tak jak ja, stąd widać piękne babki kąpiące się w jeziorze…” Obserwator nie rozumie, dlaczego człowiek chce: rozmawiać, poznawać, uczestniczyć w cierpieniach i radościach. Obserwator nie rozumie także, dlaczego człowieka nie pociąga gadanie o tym co powierzchowne i fałszywe…