Boża Opatrzność a sprawy materialne

Świątynia Świętej Opatrzności Bożej

wznoszona w Warszawie, to takze moje zadanie i moja cegiełka powinna się tam znaleźć. Naród nie dotrzymujący Bogu ślubów zbudowania świątyni (z powodu uchwaleniu Konstytucji 3-go maja 1791 czyli już 213 lat bez ich spełnienia), jest niczym garnek, lśniący na zewnątrz pychą bycia “narodem wybranym” i ziejący pustką duchowego wnętrza. A może zapomnieliśmy czym jest Opatrzność Boża, zagubieni w naszych sprawach materialnych…

Podam przykład. Od wieków ludzkość trapią zarazy, głód i inne klęski żywiołowe. Od wieków też staramy się usuwać przyczyny tych klęsk: stworzyliśmy nowoczesną medycynę, rozwijamy rolnictwo itp. Postawmy sobie pytanie następujące: Jak się mają te wysiłki do naszej wiary w Opatrzność, do której przecież ludzie prawie instynktownie zwracają się w momentach różnych klęsk? Otóż po pierwsze, nasze starania, aby przyroda była nam bardziej życzliwa, to jakaś współpraca z Bożą Opatrznością: przecież w ten sposób więcej ujawnia się Boże pochodzenie ziemi, na której żyjemy. Po wtóre – i to jest daleko ważniejsze – niezależnie od tego, czy siły przyrody są nam aktualnie życzliwe czy nie, w każdym momencie możemy i powinniśmy otwierać się na Boga, “bo miłującym Go wszystko pomaga ku dobremu” (Rz 8, 28).

Jakże nietrafne więc są zarzuty, jakoby wiara w Opatrzność była świadectwem ludzkiej bezsilności. Ileż pychy w przechwałkach, że bardziej opłaca się człowiekowi zdawać na siebie niż na Boga, bo dopóki człowiek zwracał się do Boga o oddalenie zarazy lub obronę przed głodem, pomagało mu to bez porównania mniej, niż kiedy sam zakasał rękawy i wynalazł szczepionki oraz nawozy sztuczne. Doprawdy bardzo wiele pychy jest w tym spojrzeniu. Bo po pierwsze, cóż to za przeciwstawianie siebie Bogu, skoro przecież jesteśmy Bożymi stworzeniami i to właśnie On, Stwórca, obdarzył nas rozumem, a naszą ziemię zdolnością owocowania. Po wtóre, wcale nie wiadomo, czyja sytuacja jest korzystniejsza: czy tych trapionych przez zarazy i głód, ale otwartych na Boga; czy też tych, którym niczego nie brakuje, bo zamknęli się w swojej pysze. Wreszcie po trzecie, to jednak nie bardzo przyzwoite chwalić się nadmiernie takimi sukcesami (choć to są bardzo realne sukcesy) w momencie, kiedy tyle milionów ludzi przymiera z głodu, a medycyna nie może sobie poradzić ze specyficznie dwudziestowiecznymi chorobami. Kto wie, może dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek musimy modlić się o wyzwolenie z klęski głodu: a Pan Bóg być może w ten sposób będzie nas wysłuchiwał, że będzie usuwał z naszych serc nienawiść, egoizm i obojętność. Bo to są przecież główne przyczyny tego, że tylu ludzi umiera dzisiaj z głodu.