Poszukujesz książki, która Cię poruszy i zmieni spojrzenie na dzisiejszą Polskę i Kościół?
Z pewnością Wackowe myśli tego dokonają.
Poszukujesz książki, która Cię poruszy i zmieni spojrzenie na dzisiejszą Polskę i Kościół?
Z pewnością Wackowe myśli tego dokonają.
Gdy za rok pojedziesz do Kolonii, a na pewno pojedziesz, to koniecznie zobacz Pelikana. Byłem dzisiaj na prapremierze. Wspaniałe, głębokie treścią duchową doznanie. Przypomnienie męczeńskich śmierci za wiarę, siła miłości w zetknięciu z nienawiścią systemów totalitarnych XXw. Światowy poziom pod wględem artystycznym: baletowym, aktorskim, wokalnym i muzycznym. Oczywiście wnętrze spalonego teatru sprawiało pewne trudności akustyczne, ale idea spektaklu i przewijające się na ekranach obrazy związane z męczeństwem, były jednoznaczne w sile wyrazu. Wśród wielu męczenniczek i męczenników, pojawiła się osoba ks.Jerzego Popiełuszki i słowa tak usilnie przez niego przypominane “Zło dobrem zwyciężaj”.
Czy jest możliwa zmiana sposobu myślenia, ludzi spragnionych wielkich pieniędzy?
Odnoszę wrażenie, że od kilkunastu lat zaczął narastać w przemyśle filmowym mit, iż największe pieniądze można zarobić na brutalnych filmach akcji i twardym porno. Dlatego z takim spokojem – spodziewając się klapy finansowej – kolejne wytwórnie filmowe odmówiły Mel Gibsonowi finansowania jego produkcji. Teraz gdy jego film o prawdzie i miłości: “poznajcie Prawdę, a ona was wyzwoli”. “do końca ich umiłował”… zaczął bić kolejne rekordy wpływów, jest nadzieja, że spragnione pieniędzy Hollywood, zacznie kręcić filmy wyższych lotów moralnych, tak jak to jeszcze w latach 50-tych i 60-tych XXw. bywało.
Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą jak ojca, młodszych – jak braci, starsze kobiety – jak matki; młodsze – jak siostry, z całą czystością!
1Tm 5,1-2 wg BT
A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bezlitośni, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdrajcy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosz niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy. I od takich stroń. Z takich bowiem są ci, co wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami, powodowane pożądaniami różnego rodzaju, takie, co to zawsze się uczą, a nigdy nie mogą dojść do poznania prawdy.
2Tm 3,1-6 wg BT
Ty natomiast, o człowiecze Boży, uciekaj od tego rodzaju rzeczy, a podążaj za sprawiedliwością, pobożnością, wiarą, miłością, wytrwałością, łagodnością! Walcz w dobrych zawodach o wiarę, zdobądź życie wieczne: do niego zostałeś powołany i [o nim] złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków.
1Tm 6,11-12 wg BT
Jak daleko można pójść z wolnorynkową mentalnością i wprowadzeniem mechanizmów konkurencji w kościelnej ofercie? Jak daleko można przyznać wiernym prawo do wyboru? Dzisiaj zachęca się do wyboru i posiadania stałego spowiednika. Czy nie można by pójść jeszcze dalej? Przychodzący do kościoła wierny zasadniczo nie wie, na kogo i na co trafi. W niemieckich parafiach miejskich można na tablicy ogłoszeń wyczytać, kto o której godzinie celebruje, kto głosi homilię, kto gra na organach, a nawet kto śpiewa. Oto przykład najprostszego kościelnego marketingu. Taka sytuacja rodzi oczywiście konkurencję i (niezdrową?) rywalizację. Są kapłani, przed których konfesjonałem ustawiają się długie kolejki. Dlaczego tłumy nie miałyby walić do kościoła ze względu na konkretnego kaznodzieję? Tylko – czy do kościoła idziemy, aby wysłuchać homilii konkretnego księdza, czy też może homilii jako homilii, po prostu jako Bożego słowa? Na KUL chodziło się (i pewno się jeszcze chodzi) “na Hryniewicza”. Przecież – odwołując się do “sklepowego” przykładu – nie satysfakcjonuje już nas chleb jako chleb. Chcemy konkretnego chleba, z tej, a nie innej piekarni, o takiej, a nie innej nazwie, z tą, a nie inną posypką na wierzchu oraz – co chyba najważniejsze – o dobrym smaku. Co nas więc blokuje przed wprowadzeniem podobnych mechanizmów chociażby w parafialnym kaznodziejstwie? Może strach, że na niektóre kazania przyjdzie niewielu? […]
Trzeba pamiętać, że parafia nie powstała z Bożego ustanowienia. Zrodziła się dopiero we wczesnym średniowieczu, w określonym kontekście historycznym i musiała odpowiedzieć na ewangelizacyjne zapotrzebowanie tamtych czasów. Ale czasy mają to do siebie, że się zmieniają, a my – zgodnie z łacińską maksymą – zmieniamy (powinniśmy się zmieniać?) wraz z nimi. Ewangelia w niczym nie zmieniła się ani nie zestarzała, nic nie straciła na swej nowości. Starzeją się jedynie metody jej proponowania. Parafia – jako miejsce głoszenia Ewangelii światu – w tym, co strategiczne, musi się zmieniać wraz ze światem, w którym trwa.